Almare
Banshee
Dołączył: 27 Kwi 2006
Posty: 237
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 10 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Wrocław Płeć:
|
Wysłany: Sob 19:46, 16 Wrz 2006 Temat postu: Tekst E [S.E.] *narumon* |
|
|
TEKST E
Tytuł: „Nic nie mów…”
Fandom: HP
Para: OW/DM
Klasyfikacja: PG
Ostrzeżenie: pierwsze na świecie PWP bez seksu, bo jedyne co się tutaj poszło kochać to kanon
Oliver zgniótł zapisany pergamin. Był to już trzeci list, który próbował dzisiaj napisać. Tyle, że w ogóle nie mógł się skupić. Ciągle coś było źle. Nie, nie chodziło o to, że nie potrafił sklecić kilku prostych zdań, ani nawet o to, że słowa nie odzwierciedlały jego uczuć. Wprost przeciwnie – wyrażały je aż nadto. Cały problem polegał na tym, że Wood, nie chciał za bardzo się rozpisywać. List miał być tylko znakiem, przypomnieniem o jego obecności, w żadnym wypadku, nie zamierzał wpychać się z butami do życia Malfoya.
Za pięć dni skończą się wakacje, wtedy spotkają się twarzą w twarz i będą mogli wszystko sobie wyjaśnić…Tylko jak on ma to mu wyjaśnić? Przecież Draco…nie Draco - Malfoy. Musi się pilnować, lato już prawie się skończyło i za kilka dni takie przejęzyczenie może całkowicie zniszczyć jego plan.
Więc Malfoy, nie powinien się dowiedzieć co Oliver do niego czuje, przynajmniej nie od razu. To trzeba załatwić stopniowo, najpierw zagadnąć o ostatnie dni czerwca, później o ten list…list…
Wood spojrzał na pogniecione pergaminy leżące u jego stóp. Powinien odpisać, ale nie miał nawet pojęcia jak to zrobić.
Wszystko co działo się ostatnio w jego życiu było jak sen. Nie podejrzewał nawet, że kiedyś mu się coś takiego przytrafi. A jednak działo się. Całkowicie zatracił się w tej historii jak z książki.
Nie jadł normalnie, prawie nie spał, przez całe wakacje nie zajrzał do książek, nie mógł nawet spokojnie opracowywać swoich taktyk na mecze quidditcha
Cały czas miał przed oczami zdarzenia z tamtego wieczoru
***
Było już popołudnie. Miły, czerwcowy wiatr chłodził twarze uczniów zebranych na błoniach, przynosząc im ukojenie po upalnym dniu. Oliver siedział samotnie na trybunach, obserwując grupę Ślizgonów na boisku. Po co oni trenowali? Przecież sezon już dawno się skończył, nie będzie już żadnego meczu!
Jego wzrok przyciągnęła jasna plama przelatująca kilka metrów od niego. Malfoy.
Z satysfakcją pomyślał, że Potter jednak jest szybszy.
Malfoy zakręcił spektakularny korek tuż nad głową Wooda.
Głupi dzieciak, popisuje się. Tylko przed kim się popisuje? Na trybunach jest tylko on, a najbliższa grupka dziewczyn siedzi dobre kilkadziesiąt metrów dalej…
A więc to tak! Malfoy myśli, że na Oliverze zrobi to jakieś wrażenie! Że się przestraszy ! Naiwny głupek! Przecież i tak wszyscy wiedzą, że Harry potrafiłby lepiej.
Oliver utkwił drwiący wzrok w małej postaci zwiniętej na miotle. Wpatrywał się przy tym w niego tak uważnie i bezczelnie, że w końcu Ślizgon zatrzymał swoją miotłę i z niepokojem zaczął rozglądać się dookoła.
No proszę! Samorodne medium! Trelawney byłaby z niego dumna
Tymczasem, trening powili dobiegał końca. Oliver patrzył obojętnym wzrokiem na grupkę Ślizgonów schodzących z boiska, znikających z pola jego widzenia. Chłopak zapatrzył się w swoje buty. Ładne, ze smoczej skóry, bardzo drogie. Prezent gwiazdowy od jego babki, biedulka musiała na nie przez pół roku oszczędzać. Oliver uśmiechnął się sam do siebie.
Powietrze było parne, z trudem dało się oddychać. Już od kilku dni panowały nieznośnie upały, wakacje w tym roku zapowiadały się wyjątkowo pięknie.
Wood pogrążył się w swoich myślach. Zupełnie nie słyszał, jak ktoś wchodzi na trybuny i siada tuz za jego plecami. Nie miał pojęcia że ktoś z uporem wlepia oczy w tył jego głowy, dopóki nie poczuł czegoś mokrego na szyi.
Nagle wyciągnięty z marzeń otworzył szeroko oczy. Serce biło mu stanowczo za szybko, jakiś głos w głowie krzyczał uwolnij się, uciekaj!
Ale nic nie robił. Siedział jak skamieniały na trybunach, przy boisku do quidditcha, pozwalając czyjemuś ciepłemu, mokremu językowi wędrować po swojej szyi. Po chwili poczuł oplatające go ramiona. Ciepłe ramiona. Nie nachalne, czy brutalne. Delikatne i jakby proszące.
Oliver ponownie zamknął oczy…było mu dobrze. Teraz nie liczyło się nic ziemskiego, nic realnego. Tylko drugie ciało, które z jakąś czułością i namaszczeniem dawało mu ciepło. Upragnione i tak dawno zapomniane poczucie bezpieczeństwa.
Wtulił głowę w zgięcie szyi i barku, osoby stojącej za jego plecami.
Jego zmysły wariowały.
Czuł miętowy zapach, połączony z męską wodą toaletową i potem nieznajomego. Pod palcami przesuwała się szorstkość materiału jego szaty. Kiedy zatopił w niej palce?
Język przybysza pieścił jego gardło, pozostawiając po sobie mokre ślady. Mógł z łatwością przebić jego krtań, zniszczyć, odebrać mu życie, a mimo to, Oliver nigdy wcześniej nie czuł się tak pewnie. Ciepło rozchodziło się wewnątrz niego. Czuł falę radości, która kumulowała się w jego podbrzuszu. Dobrze, tak dobrze…
W uszach odbijały mu się dźwięki mlaskania. Poczuł nieodpartą ochotę żeby chichotać. Cichy szept przeniknął jego wnętrze i uderzył z całym impetem do jego krocza. Niski, erotyczny głos : „chodź…my…stąd”, przerywany kolejnymi pocałunkami.
Wood otworzył oczy i spojrzał na swoje ręce, kurczowo chwytające szatę obcego. Uśmiechnął się krzywo. Szata Slytherina, zadbane, blade dłonie, o wiele mniejsze od jego własnych. Mimo iż nie widział tych rąk nigdy wcześniej, doskonale wiedział do kogo należą : Draco Malfoy
Jednak i o dziwo, to nie zmieniało absolutnie niczego. Chciał teraz, ponad wszystko, ciepłych ramion, w których mógłby się schować ze swoimi problemami, ust, które zmazały by z niego wszelkie grzechy i pocałunków, które odegnały by jego samotność. Co z tego, że później nie będzie mógł patrzeć w lustro?
Wstał pierwszy. Nie odwrócił się, nie spojrzał na towarzysza. Szedł powolnym, powłóczystym krokiem, udając, że nie obchodzi go co robi Malfoy, a w rzeczywistości nasłuchując każdego jego ruchu, każdego nawet oddechu.
Po chwili poczuł mniejsze ciało obok swojego. Przyspieszył kroku. Znał jedną polanę, blisko zakazanego lasu, położoną w bezpiecznej odległości zarówno od szkoły jak i chatki gajowego. Tam powinno być spokojnie.
Słonce grzało ochoczo, oświetlając czerwonym światłem postać kapitana Gryfonów, który szedł przez posiadłości Hogwartu, wlekąc za sobą szukającego przeciwnej drużyny.
Świat wirował w rytm jego serca, wiatr wiał zgodnie z jego oddechami, chłopak był pewien, że nareszcie nastąpiło to osławione „TERAZ”. Pora żyć…
Polanka była niewielka. Zasłonięta płaczącymi wierzbami i brzozami, od lewej strony otoczona krzakami malinowymi. Popołudniowe słońce rozmywało się na liściach drzew i na trawie, pozostawiając po sobie ciepłe, czerwone smugi.
Dopiero teraz Oliver odwrócił się i spojrzał na Malfoya. Nie pomylił się, to właśnie on szedł cały czas za jego plecami. Chłopak był sporo od niego niższy, był też stanowczo chudszy. Jego białe włosy ostro odcinały się na tle czerwonego nieba, a szare oczy były uważnie wpatrzone w Olivera.
Gryfon zaczął nerwowo gnieść rękaw swojej szaty. Co miał mu teraz powiedzieć? Skoro już tutaj byli, to przecież nie mogli tak tylko stać i się do siebie nie odzywać. Rzucił Malfoyowi desperackie spojrzenie.
- Malfoy - wychrypiał cicho. - Czy…
Więcej nie dane mu było powiedzieć, gdyż Ślizgon podszedł do niego szybkim krokiem i wtulił się w jego ciało.
Olivera znowu ogarnęło przyjemne ciepło, zapach mącił mu w głowie. Usta Draco odnalazły jego szyję, ucho. Cichy, drażniący szept: „nic nie mów”.
Zamknął oczy.
Znowu były tylko te ramiona, które zapewniały, że zło nie istnieje, pieszczota szorstkich warg wmawiających mu, że tylko dzięki nim będzie szczęśliwy. Czuł na policzku jego miękkie włosy. Oddychał szybko, żeby wchłonąć jak najwięcej jego zapachu. Było mu dobrze, tak niespotykanie dobrze.
Abstrakcja tej sytuacji przestał mu ciążyć. Nie było ważnym kto go teraz przytula i dlaczego to robi. Oliver tak bardzo i od tak dawna pragnął czyjegoś ciepła, że teraz Malfoy wydawał mu się wybawieniem. Mlaszczącym wybawieniem
Zamruczał przymilnie. Poczuł, że twarz Ślizgona odwraca się w jego kierunku, po czym chłopak się odsuwa i patrzy mu w oczy. Przez chwilę Wood myślał, że chce go pocałować. Mówiąc szczerze, poczuł się zdziwiony, kiedy szukający tego nie zrobił, ale już po chwili zrozumiał.
Pocałunek by to zniszczył. Zbrukał w jakiś niewytłumaczalny sposób tą nikłą więź, którą między sobą stworzyli. Pocałunek byłby zwierzęcy, brudny, zbyt fizyczny. A nie o to im teraz chodziło. Liczył się tylko dotyk, tylko ciepło…
***
Chłopak zwinął się na swoim łóżku. Codziennie, od początku wakacji myślał o tej scenie. Najśmieszniejsze było, że nie miał pojęcia, o co chodziło wtedy Drac…Malfoyowi. Rozstali się kilkanaście minut później, w milczeniu, każdy poszedł w inną stronę. Unikali się do końca szkoły. Widywali jedynie na posiłkach…
Teraz Wood żałował, że z nim nie porozmawiał, nie wyjaśnił.
Może wtedy te wakacje wyglądały by inaczej? Może nie umierałby z tęsknoty przy każdym oddechu, każdym biciu serca?
Wszystko było zbyt poplątane. Nigdy nie był z żadnym mężczyzną, nigdy wcześniej nie był zakochany. Ale to nie mogła być tylko reakcja organizmu! On to czuł! On wiedział!
Potrzebował Draco jak nigdy wcześniej nikogo na świecie!
Jego życie zawsze było zagmatwane. Nigdy nie miał nikogo swojego, nikogo do kochania. Draco był pierwszą osobą, która tak hojnie zaproponowała mu dotyk i to było dla Olivera ważne. Nie mógł przestać marzyć o Malfoyu, ciągle siedział w jego głowie, ciągle powracał do niego w snach.
Kiedy tylko pomyślał, że już za parę dni się spotkają, coś ściskało go za serce. Bynajmniej nie ze szczęścia. Bał się. Bał się jak cholera, że młody arystokrata zaśmieje mu się w twarz, wytknie jego słabość. Rozgniecie uczucia. Na Merlina! W Końcu to Malfoy! Zimny, zadufany w sobie syn swojego ojca! Urodzony Ślizgon, kłamca i rozpustnik. Jak mógł liczyć na coś poważnego z jego strony?
A poza tym, Malfoy to jeszcze dziecko. Mały podlotek. Nie wiele ponad trzynaście lat. Sam nie wie jeszcze czego chce. Więc, czy on, Oliver, miał prawo wymagać, żeby chciał właśnie jego?
Dziecko…
Ale przecież nic złego nie zrobili!
To nie było takie! To było… to była…tylko bliskość. Tylko czułość i potrzeba wtulenia się w druga osobę, czy to źle, że chciał mieć w końcu kogoś dla siebie?
Niepewność go rozrywała, prawie całe dwa miesiące sprawiała, że nie był w stanie normalnie oddychać, myśleć, żyć. Bo bez Malfoy nic już nie będzie miało sensu…
Jeszcze do wczoraj podejrzewał, że dla Ślizgona to był tylko jednorazowy wybryk, zwykły żart. Ale dzisiaj rano przyszedł list. Zwykły, zdawkowy. Malfoy pytał jak mijają wakacje, czy nie nudzi mu się zbytnio, narzekał na nadchodzący rok szklony, zachwalał sobie pogodę. Tylko parę zdań. Najzwyklejsze pod słońcem pierdoły. A dla Olivera były rzadko spotykanym skarbem. Bo Draco mówił do niego, mówił : jestem, pamiętam o tobie.
Teraz wystarczyło tylko odpowiedzieć coś równie banalnego, żeby przypomnieć, zaznaczyć, że on też pamięta i też tęskni. Ale za każdym razem, kiedy sięgał po pergamin, przelewał na niego swoje uczucia, uwydatniał niepewność, przejawiał niespodziewany entuzjazm.
Z desperacja sięgnął po następy arkusz. Tylko kilka zdań, zwykłe proste słowa
Dziękuje za list…wakacje mijają szybko, pogoda rzeczywiście bardzo ładna…eee lepiej piękna? Nie ładna może być… tęsknie już za szkołą…i za tobą też? Za dużo emocji! Za dużo!
Trudno, nie będzie pisać kolejnego listu, już bardziej rzeczowy być nie potrafi!
Z hardym postanowieniem przywiązał list do nogi swojej sowy.
Wakacje skończą się za parę dni, a wtedy znowu spotka Draco. Znowu znajdą jakieś ciepłe popołudnie i czerwone słońce, jako jedynego świadka dla ich dotyku. I znowu będą mieli tylko siebie. Bo teraz już wiedział, że Malfoy czeka…
Post został pochwalony 0 razy
|
|