natala
Widmo
Dołączył: 03 Lis 2006
Posty: 67
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: taka mała mieścina Płeć:
|
Wysłany: Pią 15:44, 01 Lip 2011 Temat postu: Tekst C (RZG) *Lonley* |
|
|
<center>Tekst C</center>
W tle słyszę jakąś muzykę klasyczną, smutne zawodzenie wiolonczeli. Wiolonczelista też nie jest w najlepszym nastroju, ma cienie pod oczami i czerwony nos. Nawet nie zauważyłem, w którym momencie z balu na cześć zwycięstwa, jubileuszowej gali, zrobiła się zwykła popijawa. Harry Potter po wygłoszeniu pompatycznej mowy, najpewniej napisanej przez Granger, dokładnie takiej, jakiej od niego oczekiwały media, usunął się w kąt i ze smutkiem patrzy na to miejsce spędu. Ja sam stoję pod ścianą, ignorując impresjonistyczny obraz obok mnie i obserwuję całe towarzystwo. Kelner dolewa mi szampana do kieliszka, więc mechanicznie pociągam łyk, a potem ignorując szczypiące bąbelki, powoli przełykam.
– Kogo ja widzę! Draco Malfoy! – słyszę rozbawiony głos. Zerkam na jego źródło, pełne wargi na jasnej, piegowatej twarzy otoczonej rudymi włosami.
– George Weasley – mówię obojętnie i odrobinę skłaniam głowę. Najwyraźniej mojemu interlokutorowi to nie wystarcza i ma zamiar ciągnąć tę rozmowę dalej.
– Więc czemu mam zaszczyt cię tu widzieć? Myślałem, że nie tolerujesz takiego stężenia hipokryzji.
– Znacznie bardziej intrygujące jest, dlaczego o to pytasz? Może sam uważasz, że jest to zwyczajny przerost formy nad treścią? – gładko zmieniam temat.
– Już sama nazwa jest śmieszna. Bal z Okazji Jubileuszu Zwycięstwa. – Rzucam mu zaciekawione spojrzenie. – Na wojnie nie ma zwycięzców. Są tylko ci, którym udało się przeżyć.
– Twoje mądrości życiowe są przereklamowane – prycham. Patrzy na mnie z uśmiechem.
– Co robiłeś przez ostatnie dziesięć lat? – pyta po chwili milczenia.
Wzruszam ramionami.
– Skończyłem szkołę, podróżowałem, załatwiłem kilka spraw – odpowiadam wymijająco.
– Twój ojciec nie żyje, prawda? – w jego oczach pojawia się niepewność i współczucie. Że też jeszcze się na to sili…
– Matka również – uprzedzam pytanie. – Po śmierci Voldemorta razem popełnili samobójstwo.
To na chwilę zamyka mu usta.
– Musi być ci ciężko – wzdycha.
– Nie, raczej nie – uśmiecham się zamyślony. – Nie mieliśmy dobrego kontaktu.
George wyjmuje piersiówkę i pociąga głęboki łyk. Obserwuję jak jego jabłko Adama podskakuje.
– Chcesz łyka? – pyta, oblizując usta. Kręcę głową. Jeszcze tego brakowało, żebym się upił. Po raz kolejny podchodzi do mnie ten sam kelner z szampanem i tym razem zauważam, że ma rumieńce na twarzy. Patrzy na mnie nieśmiało, a ja wyciągam do niego dłoń z kieliszkiem. Gdy odchodzi, równie automatycznie, co unoszę kieliszek do warg, odruchowo wlepiam oczy w jego tyłek. Słyszę chichot.
– Drakuś jest gejem – cicho nuci rudzielec. Teraz już wiem, że alkohol, który pije jest naprawdę mocny. Rzucam mu znudzone spojrzenie. Odpowiada chichotem i znów pociąga łyk z piersiówki.
– Schlałeś się – mówię, gdy on zarzuca mi ramię na barki. Opiera się o mnie całym ciężarem, na przemian śmiejąc się i czkając. Nie upłynęła jeszcze nawet godzina od kiedy moja spokojna kontemplacja została przerwana, a on już się upił.
– Przez grzeszcz… gszcz… grzeczność nie zaprzeczę – odpowiada entuzjastycznie. Równie entuzjastycznie daje mi mokrego buziaka w policzek. Wycieram twarz wierzchem dłoni.
– Zabieram cię do mojego hotelu. W tym stanie lepiej nie pokazywać cię ludziom – wzdycham. On szeroko otwiera oczy.
– Chszesz mnie zabrać do łóżka!? – pyta. Wizja przebywania w mojej sypialni najwyraźniej mu się podoba. – Draco! – rzuca się na mnie i z zapałem obślinia mi drugi policzek. Jak najszybciej sprowadzam go do szatni, zostawiam pod ścianą i nawet nie trudząc się zabieraniem płaszcza, udaję się w poszukiwaniu miotły. Klnąc pod nosem wołam mężczyznę z obsługi.
– Daj jakąś miotłę – mówię moim rozkazującym tonem. Facet kuli się w sobie i ucieka. Po chwili wraca, niosąc jakiś staroć o przerzedzonych witkach. Wzdycham. Biorę od niego to coś i idę z powrotem do mojego nowego przyjaciela, który ochoczo obściskuje się z framugą. Wyciągam go na dwór i sadzam na miotle, a sam siadam za nim. Niestety ten badyl może najwyżej służyć do zamiatania, bo unosi nas na pięć metra w górę, po czym opada i znów w górę, aż wreszcie całkowicie siada na ziemi.
– Cholera jasna! – warczę, a Weasley się patrzy na mnie z wyrzutem.
– Nie moższemy się aportoowaać? – pyta.
– Jasne. A masz ochotę iść cztery kilometry?
Gdy wreszcie udaje nam wydostać poza pole antyteleportacyjne, staram się uspokoić i sprowadzić nas obu w miarę bezpiecznie na ziemię. Z radością przyjmuję błyskawicę bólu, która przeszywa moje kostki od gwałtownego lądowania, podczas gdy mój towarzysz wykonuje serię artystycznych fikołków i zatrzymuje się w akrobatycznej pozie. Wzdycham.
– Żyjesz? – wołam do niego, ale w odpowiedzi słyszę jakiś bełkot. – Żyjesz? – powtarzam natarczywie.
– Żyyję! – wrzeszczy rudzielec ze złością. Co prawda trudno brzmieć groźnie wyglądając jak parodia człowieka witariańskiego z twarzą przyciśniętą do podłoża.
Chichocząc, podchodzę od niego i pomagam mu wstać. Wygląda uroczo z rozczochranymi włosami, brudną twarzą oraz rozeźloną miną. Najwyraźniej nieprzyjemny upadek lekko go otrzeźwił.
– Gdzie chcesz teraz iść? – patrzy na mnie spod oka.
– Ja? Do mojego hotelu – stwierdzam, jakby nie było nic bardziej oczywistego.
– Idę z tobą.
Mrugam dwa razy zdziwiony.
– Słucham?
– Idę z tobą. Boli mnie cały tyłek, upiłeś mnie i jestem brudny. Po za tym obiecałeś, że zabierzesz mnie do hotelu – zerka na mnie wyzywająco.
– Primo – zaczynam protekcjonalnie – nie upiłem cię, tylko sam się schlałeś w trzy dupy. Secundo, nie jestem odpowiedzialny za twoje niefortunne zejście na ląd. I moją obietnicę można chyba uznać za anulowaną – kończę z naciskiem, ale i pewnością, że do niego to nie dociera.
George wybiera prymitywną metodę. Łapie moje ramię, z wyraźnym brakiem zamiaru puszczenia go kiedykolwiek. Wzdycham, próbując odczepić jego palce, które mocno się we mnie wbijają.
– Puszczaj – mówię, próbując się wyszarpnąć, ale on, obejmując mnie w pasie, chwyta moją drugą rękę. Nie mam najmniejszych szans na ucieczkę, rudzielec blokuje mnie tak, żebym nie mógł wyjąć różdżki. Zrezygnowany teleportuję nas to hotelu.
W momencie, gdy moje stopy dotykają marmurowej posadzki, zrzucam z siebie niechcianego kleszcza i wyjmuję różdżkę. Weasley siedzi na podłodze, wsparty na przedramionach i gapi się na mnie zszokowany, że w niego celuję. Nie odwracając się, rzucam do recepcjonisty:
– Dwa pokoje jednoosobowe.
– Miał pan rezerwację? – pyta nerwowo chłopak za biurkiem.
– Tak. Na pokój dwuosobowy. Ale chcę ją zmienić – staram się mówić spokojnie – na dwa jednoosobowe!
– Niech pan wybaczy, ale nie ma takiej możliwości. Wszystkie pokoje są już – cholera jasna, nie mów, że… – zajęte – kończy chłopak.
– Kurwa mać, nie macie nic? Żadnych wolnych pokoi? – Odwracam się od niego, młodego faceta w białej koszuli i ciemnej kamizelce.
– Niestety – odpowiada niepewnie.
– Cholera jasna. Daj mi ten pokój, który rezerwowałem – uświadamiam sobie, że ciągle mam wyciągniętą przed siebie różdżkę. – I dwa łóżka.
– Nie mamy takiej możliwości…
– Bozia rączek nie dała?! – wołam rozwścieczony. – Transmutacji cię nie uczyli?!
– Niestety, to magiczne meble… – chłopak nawet nie kończy. Opuszczam rękę i wbijam wzrok w podłogę, dysząc ciężko.
– Klucz. – Wyciągam otwartą dłoń, a recepcjonista szybko podaje mi żądany kawałek metalu. Rzucam okiem na numer i kieruję się w stronę windy. Weasley idzie za mną jak cień, słyszę stukot jego kroków.
Pokój nie jest zły, widać, że mają specjalistę do wybierania kolorów. Wielkie łóżko zajmuje prawie połowę miejsca, obok jest tylko kawałek przestrzeni na walizki i szafa. Na obejrzenie i ocenę pokoju poświęcam niecałe dziesięć sekund, po czym od razu odwiedzam łazienkę.
– Idę wziąć prysznic – wołam i, zamykając drzwi, bez chwili zwłoki rozbieram się. Odkręcam wodę i wkładam dłoń pod strumień, żeby sprawdzić temperaturę. Wreszcie wchodzę cały do niewielkiej kabiny i odchylam głowę, zamykając oczy. Nakładam na włosy odrobinę szamponu i uważam, by nie piana nie dostała się pod powieki. Moja skóra robi się czerwona od gorącej wody, ale czuję się znacznie lepiej.
Gdy wychodzę z łazienki, ubrany tylko w czarne bokserki i białą koszulę, widzę, iż George już znalazł sobie wygodne miejsce. Leży na całej szerokości łóżka, blokując niemal całą jego powierzchnię.
– Weasley, kurwa! Wstawaj! – potrząsam jego ramionami, ale rudzielec po prostu śpi. Nagle czuję jego rękę ciągnącą mnie do dołu. Upadam na łóżko, a on w mgnieniu oka przygniata mnie, tak, bym nie miał najmniejszej szansy na ucieczkę. – Weasley? – warczę ostrzegawczo. On łapie moje nadgarstki i przytrzymuje nad moją głową. Drugą ręką odgarnia mi włosy z czoła, jego dotyk jest delikatny.
– George, puść mnie – mówię cicho, próbując nadać mojemu głosowi łagodny ton. Guziki mojej koszuli podskakują na podłodze, a ja leżę niemal bezbronnie pod rudym gryfonem. Weasley przyciska swoje usta do moich, w idiotycznej parodii pocałunku. Wykręcam głowę, ale on wydaje się być zadowolony, że odsłoniłem szyję. Rudzielec puszcza moje ręce i swoimi dłońmi wymusza na mnie obrócenie głowy, po czym znowu stara się zmaltretować moje wargi. Łapię dłońmi jego kark i obracam nas tak, że teraz ja jestem na górze. Składam pocałunek na jego czole, policzkach, podbródku, aż wreszcie powoli całuję go w usta. Jego wargi się rozchylają, a ja spokojnie rozbudzam jego zmysły do namiętnego tańca. Zrzucam z siebie resztki koszuli i opieram ręce na jego klatce piersiowej. Siadam na jego biodrach i zdejmuję jego podkoszulek, aby dostać się do jasnej skóry. George pozwala mi się zdominować; ulegle reaguje na każdą pieszczotę, poddaje się moim dłoniom. W pewnym momencie obaj jesteśmy nadzy, a nasze ciała przylegają do siebie. On oplata moje biodra nogami, nakładam trochę lubrykantu na palce. Nieśpiesznie go przygotowuję, widzę dyskomfort na jego twarzy. Zaciska zęby na moim barku, wystarczająco mocno, abym syknął z bólu. Wchodzę w niego powoli, dłońmi chwytając jego chude pośladki, on zagryza wargę i obejmuje mnie ramionami. Wbija mi paznokcie w plecy. Poruszamy się powoli, w milczeniu, starając się uzyskać jak najwięcej przyjemności. George już nie całuje mnie nieśmiało, tylko mocno. Słyszę cichy jęk, a paznokcie na moich plecach żłobią dziury na moich łopatkach. Odchyla głowę, rękoma gładzi moją skórę. Dochodzimy niemal równocześnie, najpierw on, chwilę później ja, biały płyn brudzi pościel.
Nie pytam dlaczego, właściwie żaden z nas się nie odzywa. Nim zdoła minąć kilka minut, zauważam, że George już śpi, ale ja sam jedynie leżę i wpatruję się w sufit. Weasley trzyma głowę na moim ramieniu, jego przydługie włosy łaskoczą mnie w szyję. Z niepewnością oczekuję porannego słońca. Opuszkami palców gładzę jego pierś.
Tak, jak się spodziewałem, pierwsze promienie światła przynoszą słowa. Weasley budzi się, po czym obraca i kładzie na mnie. Jego niebieskie oczy patrzą się z zaciekawieniem. Dlaczego nie mógł się napić mugolskiej wódki, tylko musiał schlać się czarodziejskim alkoholem? Skacowany facet jest znacznie łatwiejszy w obsłudze.
– I co? – pyta po chwili.
– Co „co”? Nic – mruczę pod nosem wymijająco.
– Jak to nic? – chyba jest lekko zraniony. – Ta noc, to dla ciebie nic?
– Uprawialiśmy seks – stwierdzam znudzony. Te dwa słowa w pełni oddają wydarzenia ostatniej nocy. Nie słodziuśkie „kochaliśmy się”, ani pseudomęskie „pieprzyliśmy się”, tylko neutralne „uprawialiśmy seks”. – Chciałbyś coś dodać?
– Podobało mi się, Draco. Chciałbym to powtórzyć – zagryza wargę, a w jego głosie chyba słyszę nadzieję.
– Więc może kiedyś to powtórzymy – mówię, ale to tylko słowa.
– Może kiedyś to powtórzymy? – powtarza bezmyślnie. – Draco… – zaczyna, po czym nagle wstaje z łóżka. Siada na podłodze pod ścianą, podkula nogi i wlepia we mnie dziwny wzrok.
Podnoszę się na przedramionach i również siadam. Widzę teraz dokładnie każdy szczegół jego ciała. Jest lekko umięśniony, ale bardzo szczupły. Nie ma włosów na torsie, tylko ciemną kępkę u nasady penisa. Zaciska palce u stóp.
– Więc o co chodzi? – pytam zrezygnowany.
– Myślałem… Cholera, myślałem, że to nie jest tylko jednonocna przygoda! – woła odrobinę za głośno.
– Nie bawię się w chodzenie ze sobą – odpowiadam zgodnie z prawdą.
– Nie chodzi mi o głupie zabawy, przecież nie mamy pod dwanaście lat! – wstaje i teraz dokładnie widzę, jak bardzo jest zdenerwowany. Podchodzę do niego, kładę mu dłonie na ramionach.
– Wcale nie chcesz związku ze mną. Jutro ci przejdzie. Poznasz jakąś dziewczynę, może faceta, zakochasz się…
– Draco! – przerywa mi i całuje mnie mocno. – Nie chcę. Nie chcę nikogo poznawać. Nie wmawiaj mi, czego chcę, a czego nie, do kurwy nędzy! – szepcze i wtula się we mnie. Wzdycham. Odsuwam się od niego i uważnie oglądam jego ciało. George odwraca wzrok, zawstydzony swoją nagością. Patrzę na jego chude nogi, spiczasty podbródek, rozczochrane włosy, piegowaty nos. Kręcę głową i odwracam się.
Idę do łazienki, biorę szybki zimny prysznic. Nie przejmując się zimną wodą skapującą z moich włosów i ciała, wychodzę, po czym opieram się o umywalkę. Wbijam wzrok w lustro. Chcę się napić. Wychodzę z łazienki i widzę Weasleya skulonego na łóżku. Patrzy się na mnie wzrokiem pełnym goryczy. Ogarnia mnie jakieś cierpkie uczucie.
– Jestem naiwny, prawda? – mówi cicho. – Czemu ja jestem taki głupi, żeby się w tobie zakochać?
– Nie wiem – odpowiadam i schylam się, żeby go przytulić. – Naprawdę nie wiem.
„Co będzie dalej, zależy od ciebie,
Dla mnie zakończenie jest pełne nadziei”
Łzy, Opowiem Wam Jej Historię
Post został pochwalony 0 razy
|
|