piorunia
MoonMasochist
Dołączył: 30 Kwi 2006
Posty: 488
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 17 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: zadupie niedaleko Gdańska ^^ Płeć:
|
Wysłany: Śro 20:09, 21 Cze 2006 Temat postu: Tekst B [P.E.] *Szura* |
|
|
Druga praca ^^
Gdyby Remus wiedział…
Zostało tylko czworo uczniów. Czekali z niecierpliwością, by dowiedzieć się, z kim przyjdzie im spędzić cały przyszły tydzień. Reszta szóstoklasistów była już podzielona na pary, które podekscytowane dyskutowały między sobą. Entuzjastycznie wymieniali uwagi na temat czekającego ich zadania i nikt nie zwracał uwagi na pozostałe bez przydziału osoby. Wreszcie przez szmer rozmów przebił się donośny głos Dumbledore’a.
– Następna para to pan Malfoy i… – Dyrektor zawiesił na chwilę głos.
Tylko nie ja… tylko nie ja. Harry żarliwie modlił się w duchu. Ktokolwiek inny, niech to nie będę…
– Pan Potter – dokończył radośnie Dumbledore.
…ja… Jęknął w myślach załamany.
W tym momencie był wściekły, a przecież tak cieszył się z pomysłu Remusa. Lupin wrócił, na prośbę dyrektora, by objąć, pechową do tej pory, posadę. Pomysł polegał na tym, że zamiast egzaminów końcowych z OPCM, szóstoklasiści będą mieli praktyczny sprawdzian umiejętności, polegający na przetrwaniu z partnerem tygodnia w Zakazanym Lesie. Gdy Harry z Ronem dowiedzieli się o tym, byli tak zachwyceni, że natychmiast poszli to oblać. Hermiona, jak zwykle, została w swoim dormitorium, by nauczyć się „kilku” zaklęć, które mogłyby się przydać na łonie natury. Chłopcy nie mogli oprzeć się wrażeniu, że chyba wolałaby tradycyjny i w pełni przewidywalny test.
Sam w tym momencie dał by wiele, by odbył się normalny egzamin. Tydzień z Malfoyem! Rzucił Remusowi zrozpaczone spojrzenie, ale ten tylko wzruszył ramionami i uśmiechnął się przepraszająco.
– O stary, masz przerąbane – Ron współczująco poklepał przyjaciela po plecach. Nagle zaczął się śmiać.
– Mogę wiedzieć, co cię tak, na Merlina, bawi?! – warknął Harry. – Bo ja w tej sytuacji nie widzę nic śmiesznego…
– Nie… przepraszam, a-ale spójrz na… – rudowłosy chłopak, dusząc się ze śmiechu, wskazał na Malfoya, który, delikatnie mówiąc, był w szoku. Srebrzystoszare oczy blondyna powiększyły się dwukrotnie, patrząc z niedowierzaniem to na Harry’ego, to na Dumledore’a.
***
W końcu Draco odzyskał głos.
– To… To jakaś pomyłka! – krzyknął ze złością. – Żądam ponownego losowania! Mój ojciec…
– Twój ojciec, Draco, nic tu nie wskóra – powiedział dyrektor. – A wracając do przydziału partnerów, to się nawet dobrze składa. Należy pielęgnować przyjaźń między domami – dodał, mrugając wesoło.
Tym razem to Potter wybuchnął.
– Przyjaźń?! Jaką, cholera, przyjaźń! Przecież my się nawzajem pozabijamy!
– Harry, nalegałbym, byś nie używał przy mnie takiego słownictwa. I uspokój się. To już postanowione. Idziesz do Zakazanego Lasu z panem Malfoyem – powiedział stanowczo dyrektor, po czym zwrócił się do wszystkich uczniów. – Spotykamy się jutro o dziewiątej rano na szkolnych błoniach. Zostanie na was rzucone zaklęcie połączenia, tak, aby partnerzy nie mogli oddalić się od siebie nawzajem dalej niż na pięć metrów…
Z Dracona wydobył się bezwiedny jęk.
– To konieczne?...
– Owszem – w oczach dyrektora błyskały wesołe ogniki. – Nie możemy dopuścić do tego, żeby ktoś się zgubił. Gdy już zostaniecie połączeni, dostaniecie dwa świstokliki powrotne. Jeden aktywuje się, gdy minie wyznaczony tydzień; drugi – to świstoklik, który możecie aktywować hasłem w momencie zagrożenia. Hasło brzmi: „w jedności siła”. Nie używajcie go pochopnie – jest to równoznaczne z obniżeniem oceny końcowej, adekwatnie do tego, ile czasu wytrzymacie. Weźcie ze sobą tylko różdżki. Oprócz tego dostaniecie śpiwory i prowiant na dwa, trzy dni. To chyba wszystko. Jakieś pytania? Nie? To idźcie odpocząć, jutro czeka was ciężki dzień.
– I to jeszcze jak – mruknął do siebie Draco.
***
– Daj spokój, może nie będzie tak źle. – Hermiona nieudolnie starała się pocieszyć przybitego perspektywą spędzania czasu ze znienawidzonym Ślizgonem Harry’ego.
– Nie tak źle?! Dziewczyno, to MALFOY! – W głosie Rona słychać było przerażenie.
– No właśnie – mruknął Harry do przyjaciółki. – Nie macie z Ronem na co narzekać, ty jesteś z Padmą, a on z Seamusem.
– Nie martw się, przynajmniej cię nie zabije, bo wtedy utknąłby w Zakazanym Lesie, nie mogąc odejść od twojego gnijącego ciała na odległość węchu. Co najwyżej trwale cię okaleczy.
– RON!... – syknęła Hermiona, ale chłopak tylko wzruszył ramionami.
– Nie ma co, bardzo mi pomogłeś – odparł z goryczą Harry. Wstał z kanapy, na której siedział z przyjaciółmi. – Idę spać, dobranoc.
– Dobranoc, Harry – odpowiedzieli jednocześnie, po czym odprowadzili niespokojnym wzrokiem przyjaciela, który szedł ze zwieszoną głową do swojego dormitorium.
Siedzieli chwilę w ciszy.
– Jak myślisz, jak to się skończy?
– Nie wiem, Ron, naprawdę nie wiem. Ale mam bardzo złe przeczucie.
***
Wściekły Draco leżał na łóżku, wbijając wzrok w sufit. Po przydziale partnerów blondyn wyszedł szybko z Sali i, nie zwracając uwagi na współczujące spojrzenia Ślizgonów, poszedł prosto do swojego prywatnego dormitorium. Ze złości rozwalił pół pokoju, a teraz zastanawiał się, jak ma przeżyć najbliższy tydzień bez zamordowania Pottera lub popełnienia samobójstwa. Potter… ten chłopak ostatnio zbyt często zajmował jego uwagę. Nieustannie łapał się na tym, że myślał o rzeczach, o których absolutnie myśleć nie powinien. Że w słońcu we włosach bruneta igrają świetliste refleksy, że gdy się śmieje, jego oczy tak pięknie błyszczą, a to jego wieczne roztargnienie jest po prostu urocze… Potrząsnął głową ze złością. Znowu! Dlaczego tak się dzieje? Przecież go nienawidzi! To jego największy wróg. To POTTER, na Merlina! Draco wiedział od dawna, że jest gejem, ale, do cholery, przecież nie mógł go pociągać ten idiota! Prawda?... Zresztą, jest tylko nastolatkiem, w którym szaleją hormony. To nic nie znaczy. Trochę uspokojony westchnął cicho, przewrócił się na bok i zapadł w niespokojny sen…
***
Harry obudził się, usiadł w pościeli i przeciągnął powoli. Nagle przypomniał sobie, co to za dzień i z jękiem rezygnacji opadł z powrotem na łóżko. Po chwili stwierdził jednak, że co ma być, to będzie i nie ma sensu martwić się na zapas. Dziarskim ruchem zerwał się z posłania i, w całkiem dobrym humorze, poszedł do łazienki. Mimo, że narobił sporo hałasu, wszyscy jeszcze spali, gdy wrócił.
– POBUDKAAA! – Po chwili przepełnionej jękami protestu Harry oberwał trzema poduszkami. Neville nadal smacznie chrapał. Gdy chłopcom udało się wstać i wyszykować, było dość późno, więc szybko pobiegli na błonia. Na miejscu byli już wszyscy.
– Proszę o ciszę! – Uczniowie momentalnie zamilkli, czekając na dalsze słowa dyrektora. – Teraz podchodźcie do mnie parami.
Harry niechętnie zbliżył się do Malfoya, który patrzył na niego obojętnie. Stali chwilę w ciszy. Zdziwiło to Gryfona, który spodziewał się drwin. Blondyn jeszcze nigdy mu nie przepuścił. Po chwili Harry stwierdził, że najlepszą obroną jest atak.
– A ty co, Malfoy, chory jesteś? – warknął. – Minęło już jakieś pół minuty, odkąd tu przyszedłem, a ty jeszcze nie zjechałeś ani mnie, ani moich przyjaciół.
Praktycznie widział, jak w głowie Ślizgona formuje się cięta riposta, ale, ku zdumieniu Harry’ego , została od razu zduszona. Odpowiedź Malfoya była zupełnie… niespodziewana.
– Słuchaj, Potter, chcesz tego, czy nie, jesteśmy partnerami. Na czas egzaminu proponuję zawieszenie broni.
Harry stał wmurowany w ziemię, patrząc głupim wzrokiem na Malfoya.
– S-słucham?... – wydusił w końcu.
W tym momencie para z tyłu popchnęła ich w stronę dyrektora, który z uśmiechem wcisnął im w ręce wyposażenie i świstokliki powrotne, po czym podał pióro, które miało przenieść chłopców do Zakazanego Lasu.
– Miłej podróży. – Usłyszał tylko Harry, po czym poczuł szarpnięcie w okolicach pępka. Stopy Gryfona oderwały się od ziemi. Wiatr świstał mu w uszach, a przed oczami wirował cały świat. Malfoy mknął u jego boku.
***
Wylądowali na małej polanie, na której skraju szemrał wesoło wąski strumyczek. Draco od razu zauważył, że mieli wielkie szczęście – nie będą musieli szukać odpowiedniego miejsca na obóz. Gdy już rozeznał się w sytuacji, w jakiej się znaleźli, odwrócił się w stronę Pottera, który nadal patrzył się na niego z niezbyt inteligentną miną.
– Cóż, warto było zaproponować rozejm choćby po to, by zobaczyć twój wyraz twarzy – rozbawiony Draco ledwo opanował wybuch śmiechu.
– Och – sarknął Potter, odzyskawszy panowanie nad sobą. – Musisz przyznać, że dosyć trudno było spodziewać się po tobie takiej reakcji. Raczej oczekiwałem wielkiej kłótni, zakończonej widowiskowym pojedynkiem.
– Czy to propozycja? – Brwi blondyna uniosły się wysoko. – Jeśli będziesz nalegać…
– Nie! Malfoy, do cholery. Po prostu trudno mi tak nagle uwierzyć w twoją dobrą wolę! Przez te wszystkie lata…
– Przez te wszystkie lata nie byłem na ciebie skazany w dzień i w noc! – przerwał mu gniewnie Draco. – To NIE jest normalna sytuacja, a ja tylko staram się znaleźć z niej jak najlepsze wyjście. Doceń to.
Potter chwilę zastanawiał się nad słowami Dracona.
– No dobrze, załóżmy, że ci wierzę. Przydałoby się ustalić kilka zasad. Na początek… – Nagle przerwał w pół zdania. – Ej, słyszałeś to?!
– Co Potter, słyszysz głosy? – spytał ironicznie Draco. – Goyle też, ale on się leczy.
– Mógłbyś do tego podejść trochę poważniej? – warknął czarnowłosy. –Nie wiem, czy pamiętasz, ale nadal jesteśmy w Zakazanym Lesie.
– To niby twoje podejście do sytuacji jest poważne? Potter, zamiast pieprzyć trzy po trzy, powinniśmy zbudować szałas; przecież nie będziemy spać pod gołym niebem, trzeba też zebrać opał na noc i zastanowić się nad zabezpieczeniami przed zwierzętami.
Potter, dzięki niech będą Merlinowi, zrezygnował z kłótni.
– To od czego zaczynamy, Malfoy?
***
Ku zdumieniu Harry’ego, pracowali razem sprawnie i szybko. Może Malfoy trochę za bardzo się rządził, ale Gryfon musiał przyznać, że jego pomysły były bardzo dobre. Ze względu na zaklęcie połączenia większość rzeczy musieli robić razem. Zaczęli od oczyszczenia całej polany z większych kamieni, które przydadzą się potem do obłożenia ogniska, raz suchych gałęzi, które nadadzą się do spalenia. Następnie poszli w głąb lasu, by znaleźć młode drzewka, których pnie posłużą do zbudowania szałasu. Zachowywali się bardzo ostrożnie, ale, na szczęście, nie spotkała ich żadna dziwna niespodzianka.
Harry siedział teraz, przygotowując miejsce na ognisko. Malfoy kucnął w pobliżu i ostrzył końce pni przemyconym przez niego nożem. Zapracowani, nie rozmawiali wcale, pomijając zdawkowe uwagi typu: „przytrzymaj to chwilę”, czy „ obetnij ten kawałek, proszę”. Harry ze zdziwieniem zauważył, że towarzystwo Malfoya sprawia mu przyjemność. Spojrzał na Ślizgona; jego twarz miała skupiony wyraz. Bez tego sarkastycznego uśmieszku jego oblicze było spokojne i pełne harmonii. Wyglądał tak… sympatycznie. Jak gdyby na miejscu ironicznego i zadufanego w sobie bubka pojawił się zupełnie inny chłopak. Chciał odwrócić wzrok i wrócić do pracy, ale coś mu nie pozwalało. Może świadomość, że gdy stąd wrócą, już nigdy nie będzie miał szansy poznać Malfoya od tej strony…
***
Draco skończył ociosywać ostatni pieniek. Podniósł wzrok, żeby zobaczyć, jak radzi sobie Potter. Cóż… Przerwał pracę w połowie, a teraz siedział patrząc na blondyna, jakby widział go po raz pierwszy.
– Coś nie tak, Potter? Wiem, że mam piękny profil, ale mamy dużo roboty… Więc, zamiast mnie podziwiać, skończ to cholerne ognisko – Draco zamaskował swoje zdziwienie ironicznym komentarzem.
– Co?! Nie, ja nie… Po prostu… Och, nieważne – Ślizgon z rozbawieniem patrzył na plączącego się i rumieniącego Pottera.
Czyżby podobał się czarnowłosemu? Nie miałby nic przeciwko… Na Merlina! Znowu! Bzdura, oczywiście, że jest mu doskonale obojętne, co myśli o nim ten irytujący, głupi i cholernie seksowny Gryfon. Jęknął w duchu. Chyba musi pogodzić się z faktem, że podoba mu się Potter.
– Tłumacz się, tłumacz – Draco rzucił mu pełne politowania spojrzenie.
Gryfon, o ile to możliwe, zaczerwienił się jeszcze bardziej.
***
Harry był wściekły na siebie, że dał się tak głupio sprowokować. Ale jak Malfoy mógł sugerować, że on… Nie, to śmieszne. Przecież tylko patrzył na blondyna! Ale w takim razie dlaczego tak się speszył, jak gdyby Ślizgon przyłapał go na czymś niestosownym?... Gryfon zachowywał się jak idiota, a Malfoy pewnie świetnie bawił się jego kosztem. Harry uspokoił się i szybko dokończył porzuconą pracę.
Malfoy, który przyglądał się temu bez słowa, wstał i powiedział:
– Zbliża się szesnasta, a my nawet nie zaczęliśmy budować szałasu. Rusz się, musimy to skończyć przed zmrokiem.
Harry jęknął, ale posłusznie się podniósł, gotów do dalszej pracy. Nie mieli problemów z ustawieniem szkieletu; ziemia była miękka i zaostrzone pieńki wchodziły w nią jak w masło. Trochę więcej kłopotu sprawiło im przymocowanie do niego gałęzi, ale, dzięki magii, i z tym dali sobie radę (nie ma to jak zaklęcie trwałego przylepca). Szczeliny pozatykali mchem, którym porośnięta była polana. Gdy skończyli, zaczął już zapadać zmierzch. Rozpalili ognisko, usiedli przy nim i zjedli kolację – pierwszy posiłek od śniadania. Postanowili oszczędzać prowiant, jak to tylko możliwe. Siedzieli w milczeniu, ale nie była to nieprzyjemna cisza. Po jakimś czasie przerwał ją Malfoy:
– Z tego co pamiętam, chciałeś ustalać zasady – Ślizgon spojrzał na Harry’ego pytająco. – Jakieś propozycje?
– Owszem. Po pierwsze – nie rozmawiamy na drażliwe tematy, nie wszczynamy kłótni i ogólnie jesteśmy dla siebie… uprzejmi – brunet skrzywił się, jakby ostatnie słowo z trudem przeszło mu przez gardło.
– Dobrze, ale w takim razie stawiam warunek – mówimy sobie po imieniu. – Odpowiedzią Gryfona była głucha cisza. – No co? A ty myślisz, że zwracanie się do kogoś po nazwisku to szczyt uprzejmości? – Ślizgon uniósł ironicznie jedną brew.
– Zgadam się… Draco – Harry wyglądał, jak gdyby dziwił się własnym słowom.
– Wspaniale, Harry – blondyn wyszczerzył się w uśmiechu. – Dalsze propozycje?
***
Draco był w świetnym humorze. Ba, w szampańskim nawet! Odkąd przyznał przed sobą, że pragnie Harry’ego (Harry’ego, nie Pottera!) postanowił go zdobyć, by pozbyć się tej chorej fascynacji. A trzeba dodać, że Malfoyowie zawsze dostają to, czego chcą. No a to namówienie Gryfona, żeby przeszli na ty – nie ma co, to było genialne! Draco był coraz bliżej celu, który stanowiło zbliżenie się do Harry’ego. Powolutku, powolutku… W końcu dopnie swego. Byle chłopaka nie spłoszyć.
Omówili jeszcze głupoty typu rozplanowanie jutrzejszego dnia czy kolejność trzymania warty. On będzie czuwał od pierwszej do trzeciej, a potem obudzi Gryfona, który będzie pilnował obozu do rana.
Harry poszedł spać, a Draco siedział przed szałasem, patrząc w ogień. Wsłuchiwał się w ciszę, którą przerywał jedynie cichy oddech bruneta. Gdy stał się on głębszy, Ślizgon odwróciła się w stronę Harry’ego. Śpiący chłopak wyglądał tak niewinnie i spokojnie. Jego pięknie wykrojone usta były delikatnie rozchylone. Ten widok był po prostu uroczy. Draco zmarszczył lekko brwi. Malfoyowie nie powinni się zachwycać niewinnością upomniał się w duchu. Resztę warty spędził wpatrując się w śpiącego Harry’ego. Gdy nadeszła trzecia wstał, by obudzić chłopaka. Podszedł do niego i kucnął koło śpiwora śpiącego Gryfona.
– Harry?... – Powiedział cicho i dotknął rękę bruneta, który w następnej chwili złapał go przez sen za dłoń, splótł swoje palce z palcami Ślizgona i z powrotem zapadł głębiej w krainę snów.
Dracona zamurowało. Klęczał koło Gryfona dobre pięć minut, patrząc na ich złączone dłonie. Czuł, jak jego serce zalewa fala uczucia. Nie potrafił go nazwać, ale to było takie ciepłe i… dobre. Opamiętał się w końcu i delikatnie wyplątał swą dłoń z uścisku. Złapał bruneta za ramię i lekko nim potrząsnął. Harry otworzył wreszcie swoje zielone, teraz jeszcze lekko zamglone od snu, oczy. Szybko oprzytomniał:
– Moja warta, tak? Ty się lepiej od razu połóż, wyglądasz na wyczerpanego – zaczął wychodzić, ale odwrócił się, jakby nagle o czymś sobie przypomniał. – A, i jeszcze jedno.
Blondyn spojrzał się na niego ze zdziwieniem.
– Tak?
– Dobranoc, Draco. Miłych snów.
***
Harry, choć bardzo chciał wywiązać się z powierzonego mu zadania, siedział pogrążony w półśnie. Plecami oparł się o szałas i pozwolił myślom swobodnie płynąć. Zastanawiał się nad dziwnym zachowaniem Mal… Dracona. Jego stosunek do Harry’ego gwałtownie zmienił się o 180 stopni, a Gryfon nie miał pojęcia, czemu tak się stało. Ale się dowiem – postanowił. Spojrzał na zegarek – dochodziła ósma rano, najwyższy czas obudzić blondyna. Jednak wyglądał on tak bezbronnie, że Harry nie miał serca tego zrobić. Cóż, nic złego się nie stanie, jak dam mu pospać jeszcze chwilkę…
Jakiś czas później doszedł go zaspany głos Dracona:
– Czemu mnie nie obudziłeś, jak się umawialiśmy? Zaraz dziewiąta, a tu nic nie zrobione… Co ty myślisz, że żarcie nam tu na drzewach wyrośnie?!
Harry zamiast odpowiedzi wzruszył ramionami, choć Ślizgon i tak nie mógł tego zobaczyć. Po chwili dodał:
– Rusz się i choć nad strumień. Chcę się wreszcie umyć… Kąpiesz się pierwszy?
– Co stoi na przeszkodzie, żebyśmy kąpali się w tym samym czasie? Strumień jest wystarczająco szeroki. No, chyba, że się wstydzisz, cnotliwy Gryfonku – Ślizgon uśmiechnął się chytrze.
Brunet odwrócił się, by ukryć przed Draconem rumieniec.
– Oczywiście, że nie! Niby czego? Pospiesz się i choćmy wreszcie!
Draco wyszedł w końcu z szałasu i Harry’ego zatkało. Blondyn był w obcisłych jeansach… i tylko jeansach. Gryfon wiedział, że Draco jest wysportowany, ale nigdy nie widział go bez koszulki. Ciało Ślizgona wyglądało jak wyrzeźbione – szerokie ramiona, wąskie biodra, delikatnie zarysowane mięśnie, których gra była widoczna pod mlecznobiałą skórą przy każdym ruchu. Z zażenowaniem uświadomił sobie, że stoi, wgapiając się w Dracona. Szybko odwrócił wzrok. Ślizgon, zachowując się, jak gdyby nic nie zauważył, rzucił tylko:
– No, to idziemy.
***
Draco z zadowoleniem przyglądał się, jak Harry reaguje na jego ciało. Był pewien, że podoba się Gryfonowi. Kwestia czasu, zanim i on to sobie uświadomi.
Gdy doszli nad strumień, zdjął spodnie i w samej bieliźnie wszedł do wody. Z tego miejsca obserwował, jak Harry się rozbiera. Mieli zupełnie inną budowę – brunet był szczupły, prawie chudy, ale mimo wszystko harmonijnie zbudowany. Miał ciemną, oliwkową skórę, na której widniało kilka drobnych blizn. Z takim talentem do popadania w tarapaty to nie dziwne – przemknęło przez głowę blondynowi.
Po porannej toalecie Draco usiadł na słońcu, aby jego długie włosy szybciej wyschły, a Harry poszedł się na chwilę zdrzemnąć – nie był przyzwyczajony do tak krótkiego snu.
Nagle blondyn usłyszał łopot skrzydeł – po chwili na polanie wylądował hipogryf. Bardzo znajomy hipogryf. Mówiąc dokładniej, Hardodziób. Pamiętając swoje wcześniejsze doświadczenia z tym zwierzęciem, postanowił iść po Harry’ego.
– Za cholerę nie mam zamiaru sam podchodzić do tego wyrośniętego kuraka z kopytami – wymamrotał pod nosem.
Och, Draco chyba nie wyciągnął lekcji z poprzedniego spotkania.
Ostatnie, co zapamiętał, to ostre pazury rozszarpujące jego plecy.
***
Harry odetchnął z ulgą – blondyn wreszcie otworzył oczy. Teraz, gdy przestał się niepokoić o Ślizgona, brunet poczuł przypływ złości.
– Co ty sobie, na Merlina, myślałeś, denerwując hipogryfa?! – wściekły syk Gryfona przeciął powietrze. – Czy ty wiesz, jak byś mógł skończyć, gdybym nie siedział na Zielarstwie z Nevillem?! Przecież gdyby nie ten cholerny napar z kwiatów nagietka i skrzypu polnego, natychmiast wdałoby się zakażenie!...
Chłopak wyrzucił z siebie całą złość i teraz po prostu siedział, zmęczony kilkudniową opieką nad nieprzytomnym lub majaczącym blondynem.
– Przepraszam za kłopot… I dzięki za pomoc – doszedł go cichy głos Dracona.
– Na Merlina, naprawdę myślisz, że to o to chodzi?! Że dlatego jestem zły? Ja… Ja się martwiłem o… Ciebie – wyszeptał Harry.
– Dlaczego? – spytał po chwili lekko zaskoczony blondyn.
– Ty… ty jesteś inny tutaj. Bardziej ludzki, nie jesteś taki… niedostępny. Poza tym, opiekowałem się tobą pięć dni i… cała ta nienawiść zamieniła się w… nie wiem, jak to nazwać. Troskę? – zapytał cicho samego siebie, po czym, zdenerwowany, że powiedział zbyt wiele, poderwał się nagle i wyszedł przed szałas.
***
Draco nadal rozmyślał nad słowami Harry’ego, podczas gdy ten wrócił do szałasu i krzątał się koło blondyna, podając mu picie i przygotowując posiłek. A dokładniej, kanapki.
– S-skąd to wytrzasnąłeś? – wydukał zdziwiony Ślizgon.
– Od Hagrida. Hardzodziób przyniósł. Gdyby nie to, umarlibyśmy z głodu lub musiałbym taszczyć cię po lesie w poszukiwaniu jedzenia. Pamiętasz, zaklęcie połączenia – odparł Harry.
Gdy tylko skończył jeść, Gryfon poprosił go, żeby przewrócił się na brzuch. Draco spojrzał się na niego pytająco.
– No, przecież muszę ci przemyć rany – prychnął zniecierpliwiony brunet.
Faktycznie, gdy o tym wspomniał, Draco poczuł, że całe plecy nieprzyjemnie go pieką. Odwrócił się, a Harry bez słowa zaczął delikatnie przemywać jego rany. Ślizgon przymknął oczy i rozkoszował się lekkim, prawie czułym dotykiem.
– Skończyłem – powiedział cicho Harry, po czym usiadł przed szałasem.
Draco westchnął, żałując, że to już koniec, po czym odwrócił się na bok i zapadł w sen.
***
Harry zastanawiał się nad zmianą swoich uczuć do blondyna. Przez te dni, kiedy go pielęgnował, przywiązał się do niego, polubił, troszczył a może nawet… coś więcej? Gryfon nie chciał, by Draco odkrył, że jest dla niego kimś ważnym. Gdy wrócą, będzie to po prostu kolejny powód do kpin. A tego by nie zniósł.
Ślizgon spał już pół dnia – najwyższy czas znów przemyć rany. Harry wstał więc, przewrócił Dracona delikatnie na plecy, nie budząc go, i zaczął opatrywać obrażenia. Z czułością spojrzał na twarz blondyna, na której, pod wpływem delikatnego dotyku, wykwitł spokojny uśmiech. Nagle Draco złapał zaskoczonego Gryfona za ramię i przyciągnął go, przytulając go do siebie. W pierwszym odruchu Harry miał zamiar się wyrwać, lecz nie chciał obudzić Dracona. Sen był mu teraz bardzo potrzebny, a jeśli to ma mu pomóc… Brunet rozluźnił się i powoli zasnął w objęciach Ślizgona
***
Gdy Draco rano otworzył oczy, pierwsze, co, ku jego zdumieniu, ujrzał, to twarz śpiącego Gryfona, który w niewiadomy sposób znalazł się w jego ramionach. Nie, żeby narzekał, co to, to nie. Postanowił skorzystać z okazji, wiedział, że druga taka prędko się nie znajdzie.
– Pobudka, Harry – wyszeptał cicho, po czym pocałował chłopaka delikatnie w usta.
Powieki bruneta uniosły się, ukazując zamglone snem zielone oczy. Harry rozchylił lekko usta i tego było już dla Dracona zbyt wiele. Sięgnął więc po kolejny pocałunek. Przygryzł lekko wargę Gryfona. Nie napotkawszy żadnego sprzeciwu, wsunął język do jego ust, drażniąc podniebienie. Po chwili Harry zaczął odwzajemniać pieszczoty. Jego dłonie zawędrowały na biodra Dracona i tam już na dłuższy czas zostały.
***
Harry jeszcze nigdy nie czuł się tak dobrze, nawet biorąc pod uwagę, że leżał na nim wcale nie taki lekki Ślizgon.
– Zawsze po seksie jesteś taki leniwy? – wymruczał mu do ucha. – Złaź ze mnie, bo zaraz się uduszę – zaśmiał się cicho, zsuwając z siebie praktycznie bezwładne ciało kochanka, po czym przytulił się do niego.
– Draco?.. – Gryfon potarł nosem ramię blondyna. – A co będzie jak wrócimy?
– Hmm… na początek zbulwersujemy twoich przyjaciół, całując się na ich oczach. Później zaszokujemy cały magiczny świat, będziemy szkolną atrakcją miesiąca, a potem wszystko ucichnie i, jak dobrze pójdzie, dadzą nam w spokoju żyć długo i szczęśliwie – Ślizgon wyszczerzył się do Harry’ego. – Pasuje?
– Jak najbardziej – mruknął Gryfon. – Tylko Ron i Hermiona… Może powiemy im o tym jakoś… delikatnie?
– Nie ma mowy, muszę zobaczyć ich wyraz twarzy – Harry nie mógł się nie roześmiać, widząc rozmarzoną minę Dracona.
– O ty wstrętny… – brunet szturchnął Ślizgona w bok.
– No dobrze, dobrze, zrobimy jak chcesz – blondyn zrobił bardzo zbolałą minkę. – Dla ciebie wszystko – wyszeptał, muskając wargami szyję Harry’ego. Ten jednak odsunął się lekko.
– Już ósma, a o dziewiątej wracamy, pamiętasz?
– No tak – westchnął Draco. – A tak w ogóle, dlaczego nie użyłeś świstoklika ratunkowego?
– Cóż, wiedziałem, że jeśli dowiesz się, że będziesz miał obniżoną ocenę tylko dlatego, że chciałem cię uratować od śmierci ze szponów hipogryfa, to zniszczysz mi życie – Harry uśmiechnął się głupkowato, po czym zrobił szybki unik przed nadlatującym butem.
****
Za pięć dziewiąta. Byli już spakowani i stali ze świstoklikiem w złączonych dłoniach. Draco nie wiedział, co ma myśleć o tej całej sytuacji. Myślał, że to będzie jednorazowa przygoda, ale już teraz wiedział, że bez Harry’ego nie będzie do końca szczęśliwy. Cóż, pokochał go. Zdarzają się większe nieszczęścia, czyż nie?
Nie wiedział, jak będzie w szkole. Czy zaakceptują ich jego przyjaciele? Jak poradzi sobie z rodziną? Z drugiej strony…
Mają siebie.
I to jest ważne.
Nie, nawet nie ważne. To jest wszyskim.
Koniec.
Post został pochwalony 1 raz
|
|