Yaoi Fan - Forum Literackie

Forum Yaoi Fan Strona Główna
 

 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy   Rejestracja  Profil   

Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

 
Prace [Last Minute]


 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Yaoi Fan Strona Główna -> Konkursy
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość

selen
Moderator
Moderator




Dołączył: 01 Maj 2006
Posty: 524
Przeczytał: 2 tematy

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Ze snu...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 17:07, 17 Cze 2012    Temat postu: Prace [Last Minute]

TEKST A by Zilidya

Wiedźma z Wieży

Paring: SS/HP
Ostrzeżenia: raczej nie są potrzebne.
Beta: Vix


Harry oparł się o mur i obserwował szkolne błonia. Rok szkolny zakończył się dzień wcześniej i wreszcie mógł chwilę odetchnąć. Gdyby wiedział, że posada nauczyciela obrony jest tak trudna, to zastanowiłby się nad tym trochę dłużej. Więcej w tej pracy było papierkowej roboty niż prawdziwego nauczania. Ale teraz były wakacje i spokój, cisza…
— Severusie!!! Obiecałeś mi przecież. Nie wypada okłamywać kobiety, a zwłaszcza w tak poważnej sprawie.
Cóż, to tyle, jeżeli chodzi o ciszę. W szkole pozostała prawie cała kadra nauczycielska i akurat teraz Snape z Trelawney uprawiali jakiś dziwaczny sport – ni to wyścigi, ni to spacer.
Severus tym swoim dostojnym, zamaszystym krokiem zmierzał wyraźnie w stronę Zakazanego Lasu, a Sybilla żwawo dreptała mu po piętach, gubiąc przy okazji kilka z tych swoich dziwnych szmatek. Jedna właśnie została porwana przez wiatr i poszybowała w stronę jeziora.
Gdy Harry skierował wzrok na parę, na skraju lasu stała już tylko nauczycielka wróżbiarstwa ze strachem obserwująca miejsce, gdzie Snape musiał zagłębić się w gąszcz drzew.
Zrezygnowała po chwili i zawróciła w stronę zamku.
— Jak tak można potraktować kobietę? Zaproszenie na filiżankę herbaty się przyjmuje, a nie odrzuca.
Mruczała tak jeszcze przez cały czas, gdy Harry mógł ją słyszeć. Potem znów zapadła błoga cisza.

**

Harry trochę się nudził i nie mogąc znaleźć sobie miejsca, zaczął tego deszczowego dnia spacerować po zamku. Był późny wieczór i niebo za oknami dopiero powoli ciemniało. Krążył po korytarzach już dłuższy czas, tak, że pochodnie zdążyły zostać zapalone przez skrzaty.
Niespodziewanie na jednym z pięter usłyszał chichoty. Zaciekawiony skierował się w tamtą stronę. Na drugim końcu korytarza dostrzegł Minerwę w towarzystwie Poppy, które, wychylając się za róg, chichotały niczym podlotki.
Wyjrzał zza niego ostrożnie, by zobaczyć, co je tak bawiło i otworzył szeroko oczy.
Severus stał przy ścianie całkiem bez ruchu, prawie jak spetryfikowany, tylko jego twarz wyrażała pogardę z powodu tego, co właśnie się działo. Sybilla Trelawney wyraźnie starała się dobrać do Snape’a.
— Cii… Harry — uciszyła go Minerwa, zauważając go dopiero, gdy prychnął wściekle. — Obojgu się to należy.
Obie kobiety miały całkiem złe mniemanie o tym, co właśnie tutaj się działo.
Jednak Severus w końcu zareagował. Gdy dłonie Sybilli chciały zacząć rozpinać jego długi szereg guzików przy szacie, odsunął się w bok poza ich niebezpieczny zasięg.
— Nie! — warknął krótko i zaczął oddalać się od kobiety.
Ta, w niczym niezniechęcona, natychmiast ruszyła za nim.
Według Harry’ego, coś tu wyraźnie nie grało tak, jak powinno. Dlaczego Snape pozwalał na takie traktowanie przez Trelawney? Dodatkowo McGonagall i Pomfrey wcale nie były zbulwersowane, a wręcz jeszcze by pewnie Sybilli pomogły. To wcale nie było normalne zachowanie.
Co tu się, do cholery, dzieje? To miały być takie piękne i spokojne wakacje. Ale teraz okazało się to niemożliwe. Nie byłby Gryfonem, gdyby nie rozwiązał tej zagadki.

**

Severus Snape miał naprawdę dosyć tych wakacji. Wojna skończyła się dwa lata temu i dla niego nastąpiła katastrofa. Żałował, że uratowano go w ostatniej chwili; tak przynajmniej miałby święty spokój dwa metry pod ziemią.
Dotychczas wiedział, na czym stoi i jak się zachować. Był szpiegiem i śmierciożercą, ale teraz, po tym jak jego wszystkie zasługi zostały wyciągnięte na wierzch przez tego Cholernego Pottera, wszystko wyglądało inaczej.
Nie mógł już być wredny i okrutny dla uczniów, bo McGonagall natychmiast by się go pozbyła. Teraz nie chronił go fakt, że musi się tak zachowywać, by utrzymać swój status szpiega.
I jeszcze ta kobieta. Prześladowała go na każdym kroku i molestowała seksualnie – a przynajmniej chciała. Jakby tego było mało, robiła to na oczach innych nauczycieli. Co miał zrobić? Za starych czasów zwyczajnie tak by ją przeklął, że Pomfrey do końca wakacji miałaby co robić.
Nie mógł jednak. Jedyne, co mu pozostawało, to ucieczka, choć naprawdę nienawidził się tak poniżać. Ostatnio jeszcze miał nieszczęście napotykać Pottera w sytuacjach, które spokojnie można uznać za dwuznaczne. Dlaczego to właśnie musiał być on? Jakby mało miał na karku kłopotów, to teraz jeszcze dochodziła wściekłość, że bękart Jamesa widzi jego hańbę.
Intrygowało go też postępowanie Gryfona. Zawsze wyglądał na wkurzonego, gdy natrafił na kolejne z pomysłów Sybilli. On sam już nie miał żadnego planu, by bez użycia siły lub czarów ominąć wiedźmę z wieży. Po raz pierwszy mógł zacząć podejrzewać, że ta baba ma jednak jakiś dar. Zawsze wiedziała, gdzie jest, nawet jeśli on sam nagle wpadał na pomysł opuszczenia swoich kwater.
Ale czy Potterowi się to nie podobało? Powinien się przecież cieszyć z jego przekleństwa.
To nie mogła być zazdrość, bo Trelawney była i brzydka i stara. Co zatem powodowało ten grymas złości? Czyżby sam chciał się zemścić na nim za wszystkie lata szkolne?
Zadrżał, gdy dostrzegł skraj wielobarwnej szaty. Dziś to już trzeci raz. Ta kobieta nie dawała sobie chwili spokoju.

**

Harry’ego, delikatnie mówiąc, szlag trafiał. Początkowo myślał, że to może kawał żeńskiego grona pedagogicznego, ale po kilku dniach obserwacji okazało się błędnym założeniem. Minerwa i Poppy zbyt często zaczepiały Sybillę i wypytywały się o jej dalsze plany względem podrywania Severusa.
Podryw?!
Gdy po raz pierwszy to usłyszał, zamarł w fotelu w pokoju nauczycielskim. Porządkował właśnie ostatnie dokumenty z roku szkolnego, gdy te podpytywały Trelawney. Po ostatecznej bitwie zmienił diametralnie zdanie na temat mistrza eliksirów, a nawet składał oczyszczające zeznania w jego sprawie. Teraz natomiast gniew zaczął w nim buzować. Musiałby być ślepy, żeby nie dostrzec zmian, z jakimi musiał walczyć Snape. Dostosowanie się do nowej sytuacji było dla niego naprawdę trudne, a teraz jeszcze ta kobieta. Czy ona nie widzi, że Severus wcale nie jest nią zainteresowany, ba, wręcz nawet nią gardzi?
Nagle wpadł na genialny pomysł, na który Snape z całą pewnością się zgodzi, jeśli chce się pozbyć Trelawney.
Gdy Minerwa przypadkiem obejrzała się za siebie, dreszcz przebiegł jej po plecach.
Złośliwy uśmieszek młodego nauczyciela obrony nie wróżył niczego dobrego. Przez chwilę nawet przemknęło jej przez myśl, że ten ktoś będzie miał spore kłopoty, ale zaraz wyrzuciła to gdzieś na skraj umysłu zajęta nowymi planami Trelawney.

**

Mistrz eliksirów miał złe przeczucia. Prawdę mówiąc, bardzo złe.
Kolacja w Wielkiej Sali w niedzielny wieczór chyba nie była najlepszym pomysłem. Minerwa, Poppy, nawet Pomona chichotały jedna przez drugą. Sybilla szczerzyła się w jego stronę jakby wygrała Order Merlina Pierwszej Klasy, natomiast Potter…
A, lepiej nie mówić.
Akurat dziś zaczął pojmować, jaka siła drzemie w tym młodym mężczyźnie. Jego oczy błyszczały czymś, co kiedyś nazwałby nawet płomieniem, ale nie był to teraz ciepły żar, lecz ogień walki.
Czyżby poza Trelawney i Potter coś na dziś zaplanował?
Severus przełknął głośno i zdecydował się na coś, czego za nic na świecie nie zrobiłby za czasów Czarnego Pana.
Zdezerterował.
Niestety, nie wystarczająco szybko.
— Severusie, zaczekaj! — Wołanie Trelawney zatrzymało go tuż za podium.
Przymknął oczy, modląc się cicho o łaskę do wszystkich możliwych bóstw. Odwrócił się z krzywym uśmiechem.
— Tak?
— Chyba czas, by poinformować o wszystkim resztę — powiedziała to tak słodko, że zimny dreszcz przebiegł mu po plecach. Miał coraz gorsze przypuszczenia.
— Słucham? — zapytał słabo, zastanawiając się jednocześnie, co tym razem wymyślił ten babsztyl.
— Sybilla ma rację, Severusie. Chyba wypadałoby powiedzieć — wtrącił się nagle Potter, wstając i podchodząc bliżej.
— Widzisz, nawet Harry się ze mną zgadza — ucieszyła się wróżbitka z takiego obrotu sprawy.
Severus zadrżał, nie wiedząc, o co tej dwójce chodzi. Z dwojga złego, to wolał wszystko, co wymyśli Potter, niż kolejny pomysł Trelawney. Nawet nie sprzeciwił się, gdy ten chwycił go za dłoń, stojąc obok niego. Już po minie Sybilli widział, że akurat nie tego się spodziewała.
— Chcieliśmy z Severusem ogłosić, że jesteśmy parą.
— Co?! — Po Wielkiej Sali echo rozniosło zapytanie wielu osób.
Severus sam nie wiedział, czy ma się śmiać, czy płakać. Z jednej strony został właśnie uwolniony od Trelawney, ale z drugiej przykleił się do niego Potter i mówi o związku.
Chwileczkę?! Jaki, do cholery, związek?! Potter zaplanował coś chorego.
Zanim reszta otrząsnęła się z szoku, wyciągnął chłopaka – nie, źle – młodego mężczyznę z Wielkiej Sali i zaciągnął do najbliższej pustej klasy.
— Co ty planujesz, Potter?! — warknął, przyszpilając go do ściany, zaraz po rzuceniu zaklęcia wyciszającego.
— Nic. Chciałem cię tylko uwolnić spod macek tej wiedźmy. Nie podobało mi się jej zachowanie.
— Słucham? — Nie bardzo trafiało to do niego.
— Nie podobało mi się jej zmuszanie ciebie do czegoś, czego ty nie aprobujesz.
— I co teraz masz zamiar z tym zrobić? Ona nie da się tak łatwo — stwierdził chłodno i puścił Pottera, zastanawiając się jednocześnie, czy czasem naprawdę nie pomylił się co do niego.
— Jeśli nie przeszkadza ci mój pomysł, to myślę, że odwiedziny utwierdzą ją i resztę.
— Odwiedziny?
— Tak. Raz na jakiś czas będziemy się odwiedzać w swoich kwaterach.
— I co będziemy robić? — Severus uśmiechnął się ironicznie, a policzki Pottera nagle się zarumieniły.
Cóż, nie trudno było zgadnąć, jakim torem biegną jego myśli. Ten młody nauczyciel ma zbyt wybujałą wyobraźnię.
— Myślę, że to raczej nie jest problem, a przynajmniej nie poważny. Ty możesz warzyć swoje eliksiry, a ja znajdę sobie jakieś zajęcie — odparł po chwili.
— W porządku. Zgodzę się na ten twój pomysł, choć wolałbym zostać o nim powiadomiony wcześniej.
— O, nie. Twoja mina to najlepsze, co zobaczyłem, a reszta też miała niezwykłe. Szkoda, że nie miałem aparatu.
— Potter!

**

= Rok później =

— Jak mogłeś, Severusie? — Trelawney poprawiła jedną ze swych szmatek, które na dziś były nawet odświętnie wyprasowane.
— To ty zaczęłaś całą tę aferę, więc teraz mi tu nie zrzędź — rzucił mistrz eliksirów, poprawiając jakąś niewidzialną fałdkę na swojej nowiutkiej szacie, oczywiście w głębokiej barwie czerni.
— Ale nigdy nikomu nie powiedziałeś.
— Po co? Dzięki temu dzisiejszy dzień będzie szczególny, a tak pewnie dalej gniłbym samotnie w lochach nad jakimś kipiącym kotłem. A teraz idź. Zaraz się zacznie.
Kobieta otarła niechcianą łzę i uśmiechnęła się do Snape’a ciepło.
— Cieszę się z waszego szczęścia, Severusie.
— Dziękuję. Idź już, bo Harry jeszcze się rozmyśli i nici ze ślubu.
Trelawney zostawiła go samego.
Ostatni raz przejrzał się w lustrze. Pięknem nie grzeszył nigdy i nadal dziwił się, że Harry coś w nim jednak widział. Kto by w ogóle pomyślał, że to wszystko tak się potoczy. Ze zwykłego ukrywania się przed wiedźmą z wieży wylądują na ślubnym kobiercu.
Ale cieszył się. Naprawdę, on Severus Snape, były śmierciożerca i szpieg był szczęśliwy. Los uśmiechnął się i do niego.
Spojrzał przez okno ich wspólnej sypialni na ogród, gdzie czekali już na nich goście. Letni lipcowy dzień był idealny na ślub.
Ciche pukanie odwróciło jego uwagę.
— Jesteś gotowy, Severusie? — W progu stanął Harry, ubrany podobnie jak on.
— Nie powinienem widzieć cię wcześniej. To przynosi pecha.
— A kto powiedział, że to ja jestem panną młodą?
Podszedł do Harry’ego i uniósł delikatnie jego podbródek, zataczając kciukiem krąg po policzku.
— Myślę, że to akurat mogę udowodnić ci dziś w nocy, Harry — szepnął obiecująco.
Rumieniec na policzkach Pottera zawsze był tak samo słodki, jak tego dnia, gdy zaproponował mu ten szalony plan.

Koniec


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez selen dnia Nie 17:55, 01 Lip 2012, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

selen
Moderator
Moderator




Dołączył: 01 Maj 2006
Posty: 524
Przeczytał: 2 tematy

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Ze snu...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 17:12, 17 Cze 2012    Temat postu:

TEKST B by Raven_86

Wakacyjne Wpadki

Beta: Vix

Wszystkie cytaty umieszczone w tekście pochodzą z opowiadania Sitriel „Harry Potter i Król Węży”. Dla zainteresowanych podaję link: [link widoczny dla zalogowanych]



Sobotni poranek w dworze Malfoyów rozpoczął się tak samo jak zawsze. O godzinie ósmej skrzaty rozsunęły zasłony w sypialniach państwa domu, panicza, oraz gościnnej, zajmowanej obecnie przez narzeczoną młodego dziedzica.
Dzień miał przebiegać z góry ustalonym torem: poranna toaleta, wspólne śniadanie, panowie udadzą się do gabinetu, panie przyjmą wizyty sąsiadek, następnie lunch i pan z paniczem udadzą się konno na objazd posiadłości, a pani z panienką udadzą się z wizytą do jedynej żyjącej siostry pani Malfoy, Andromedy, by poznać jej niedawno narodzonego wnuka. Wieczorem cała rodzina miała się udać na bal w ministerstwie magii.
Starannie ułożony plan dnia diabli wzięli już przy śniadaniu.
Początkowo wszystko przebiegało zgodnie z nim. Po porannej toalecie domownicy spotkali się na śniadaniu w małej jadalni. W jego trakcie Lucjusz i Draco komplementowali wygląd pań i prowadzili lekką rozmowę na temat pogody i zaplanowanych zajęć. Panie odpowiadały uprzejmie, sącząc sok pomarańczowy lub przegryzając grzanki. Pod koniec posiłku nadeszła sowia poczta. Listy, liściki i bieżąca prasa lądowały w zgrabnych stosikach – przy talerzach adresatów.
W momencie, gdy przed Narcyzą wylądowała szara płomykówka trzymająca w dziobie jakiś magazyn, Lucjusz Malfoy ze zdumieniem zaobserwował radosny błysk w jej oczach i lekkie rumieńce na zwykle niewzruszonej twarzy żony. Lucjusza nawiedziło wtedy dziwne przeczucie, że ta przesyłka zmieni życie ich wszystkich.
Widząc jak Narcyza wstaje i ledwo zauważalnym gestem daje Pansy znak, by udała się za nią, Lucjusz, gdy tylko za paniami zamknęły się drzwi, nie zwracając uwagi na to, że syn właśnie pije kawę, trącił go łokciem, po czym rzucił karcące spojrzenie, gdy napój wyleciał mu nosem, obryzgując stół. W przypływie ojcowskich uczuć (a może nie chcąc utracić dziedzica) Lucjusz poklepał syna po plecach, a następnie wyjął różdżkę i rzucił na nich obu zaklęcie lekkich stóp i dał chłopcu znak by ruszył za nim. Wkrótce obaj stanęli pod uchylonymi drzwiami prywatnego saloniku Narcyzy Malfoy.
Na białej skórze niedźwiedzia polarnego leżącej przed wygaszonym kominkiem w błękitno-białym pokoju siedziały jasnowłosa Narcyza i ciemnowłosa Pansy. Pogrążone w rozmowie, co chwilę chichotały i spoglądały na leżącą na kolanach blondynki gazetę. Cichy jęk dobiegający od strony, z której stał Draco upewnił Lucjusza, że i on dostrzegł jej tytuł.
— … tak — roześmiała się Narcyza — Lucjusz i Draco zabiliby nas, gdyby wiedzieli, co czytamy.
— Ale co my poradzimy na to, że Sitriel pisze tak wciągające opowiadanie? Pamiętasz ostatni rozdział? Ten, w którym Draco raczył Harry’ego niewybrednymi komentarzami na temat jego małżeństwa z Severusem? A Snape go spoliczkował? W rzeczywistości nic takiego nie mogłoby mieć miejsca!
Lucjusz i Draco wymienili zaniepokojone spojrzenia. Jakie małżeństwo? Jak to spoliczkował? Od kiedy one na Pottera mówią Harry? I o co tutaj chodzi, na wielkiego Slytherina?!
Kiedy myśleli, że gorzej już być nie może, Narcyza pochyliła się w stronę przyszłej synowej i spytała konspiracyjnym szeptem:
— Wiesz, co spodobało mi się bardziej?
Pansy energicznie pokręciła głową patrząc na kobietę z oczekiwaniem.
— Ta scena, gdy podczas obiadu u Snape’ów Lucjusz dobierał się do Harry’ego pod stołem…
— … i ugryzł go ten mały wężyk…
— … a biedny Lucjusz został impotentem!
Szaleńczy śmiech obu kobiet urwał się jak ucięty nożem, gdy usłyszały skrzypienie drzwi. Gdy zobaczyły swoich partnerów zbladły. Draco był nawet spokojny, ale Lucjusz… wyglądał na wściekłego. I ta purpura na jego twarzy…
Draco zrobił kilka kroków i stanąwszy przed matką, wyjął jej z rąk gazetę i przeczytał na głos:
— „Harry Porter i Król Węży” Kolejne dwa rozdziały najpopularniejszego opowiadania yaoi autorstwa Sitriel tylko w Żonglerze!
Obecna (ale czy długo jeszcze?) i przyszła (czy na pewno?) pani Malfoy jęknęły. Ich tajemnica wyszła na jaw.
— Ojej — szepnęła cicho Pansy. — No to wpadłyśmy.

***

Fleur Delacour Weasley nerwowo krążyła po salonie Muszelki, robiąc co kilka kroków postój. W ósmym miesiącu ciąży robienie pewnych rzeczy (jak choćby dłuższe spacery) stawały się męczące. Podobnie jak to, że miała spore trudności z dostrzeżeniem własnych stóp.
Uczuć, którymi Fleur darzyła męża nie osłabiła ani przeprowadzka z pięknej Francji do deszczowej Anglii, ani częste kontakty z jego liczną rodzinką (choć od czasu, gdy przekonała do siebie teściową i połączyła je wspólna tajemnica, przebywanie z rodziną męża było o wiele przyjemniejsze), ani nawet szpecące twarz Billa blizny (pamiątki po spotkaniu z wilkołakiem Feynirem Greybackiem). Tak więc Fleur (wbrew temu, co sądziło wielu) naprawdę kochała męża, ale teraz byłaby wdzięczna, gdyby już sobie poszedł.
Fleur zawsze uważała, że bliźniacy są zabawni i lubiła ich. Ta sympatia pogłębiła się, gdy podczas pierwszych tygodni ciąży męczyły ją poranne mdłości, a jedynym, co ją wtedy ratowało (i smakowało) była druga końcówka ich wymiotek truskawkowych. W tej chwili Fleur czuła, że lubiłaby ich jeszcze bardziej, gdyby jeden z nich przyszedł wreszcie i zabrał jej męża z domu. Co za szczęście, że Angelina i Katie namówiły swoich mężów, by zaprosili ojca i braci do obejrzenia ich nowych wynalazków.
Fortuna musiała widocznie uważać, że ciężarnym się nie odmawia, bo akurat, gdy o tym pomyślała rozległo się pukanie do drzwi.
— Bonjour, Żorż. — Fleur uśmiechem powitała szwagra.
— Jestem Fred — łagodnie poprawił ją rudzielec.
— Och, pardon Fred.
— Żartowałem. Jestem George — powiedział chłopak, całując roześmianą bratową w policzek i myśląc, że jednym z powodów, dla których ją lubi, jest to, że jako jedyna śmieje się z tego żartu, zamiast się oburzać. Głaskając jej duży brzuszek zapytał: — A jak się ma mój pierwszy bratanek?
— Tres bien, merci. Jescie tylko miesiąc.
— O, już jesteś Fred — Bill powitał brata wchodząc do pokoju.
— Żórż.
— Hę?
— Żórż nie Fred — poprawiła męża Fleur, po czym pocałowała jego w usta, a szwagra w policzek i obu wypchnęła za drzwi, zanim Bill po raz piąty tego dnia zapytał, czy na pewno da sobie radę sama. Kilka chwil później stała w salonie w ciepłych objęciach teściowej otoczona pozostałymi kobietami Weasleyów, które pojawiły się w jej domu za pomocą kominka.
Po powitaniu kobiety usiadły wygodnie na kanapie i w fotelach, racząc się przyrządzoną przez Fleur herbatą oraz przyniesionym przez Molly ciastem, zaczęły się dzielić wrażeniami z poranka.
— Artur ledwo usłyszał słowa „nowe mugolskie gadżety” i już był w kominku.
— Ron był niewiele lepszy — zaśmiała się Hermiona. — Tylko przed wyjściem zdążył mnie jeszcze pocałować na do widzenia.
— Ja Bill mysialam wypychaci. Dipiero jak mu zarzucilam, że jest nadopiekunci zgodzil się pójcie.
Zgromadzone panie roześmiały się. Nadopiekuńczość Billa była już przysłowiowa w klanie Weasleyów. Przejęty rolą przyszłego ojca mężczyzna wyręczał żonę we wszystkim, w czym tylko mógł tak, jakby zapomniał, że ona tylko wygląda na kruchą i delikatną. Boleśnie przekonał się o tym Fenrir Greyback podczas rozstrzygającej bitwy z siłami Czarnego Pana, tuż przed tym, zanim Fleur go zabiła.
— Och, i tak miałaś mniejsze problemy z Billem, niż ja z Percym.
Szwagierki Penelopy pokręciły głowami ze zrozumieniem. Pojawienie się Percyego Weasleya w sklepie z magicznymi dowcipami jest tak samo prawdopodobne jak to, że Armaty Chudleya zdobędą mistrzostwo.
— I jak go przekonałaś? — dopytywała się Katie
— Powiedziałam, że chłopcy pracują nad kociołkami dostosowującymi grubość denka do potrzeb właściciela i potrzebują jego pomocy.
Hermiona krztusząc się ze śmiechu wyjaśniła zdezorientowanym Angelinie, Katie i Fleur, że grubość denek od kociołków była jednym z pierwszych problemów, którymi Percy zajmował się w ministerstwie magii. Wkrótce potem dziewczyna wyjęła z torebki Żonglera i w pomieszczeniu zaległa cisza.
Skupione na czytanym przez Hermionę opowiadaniu kobiety nie zauważyły powrotu Billa. Ten po znalezieniu zapomnianej różdżki postanowił sprawdzić, czy żona czegoś od niego nie potrzebuje.
— „… Harry poderwał biodra w górę i opadł znowu nadziewając się na niego. Zachichotał i ugryzł go w kark, zmuszając do powtórzenia ruchu. Chłopak oparł ręce na jego kolanach i powoli zaczął się unosić i opadać na niego, podczas gdy Severus trzymał go mocno za biodra nie pozwalając mu na ucie…”
Hermiona, która czytając spacerowała po pokoju, urwała, gdy zauważyła stojącego w drzwiach szwagra, którego oczy i usta były szeroko otwarte. Pozostałe kobiety przesunęły wzrokiem po pokoju i również zauważyły Billa. Wszystkie pomyślały jedno: „Ale wpadka”.
Bill, gdy zauważył, że skupił na sobie ich wzrok i mając w pamięci wybuchowy temperament kobiet Weasleyów, uniósł ręce w górę w uspokajającym geście.
— Nic tutaj nie widziałem — zadeklarował i umknął z domu.

***

To był ważny dzień dla Neville’a Longbottoma. W ostatniego Sylwestra, wkrótce po tym, gdy przedstawił Lunę babci, oświadczył się dziewczynie. Gdy usłyszał upragnione „tak” podjął kolejną ważną decyzję. Postanowił przedstawić Lunie rodziców. Naturalnie dziewczyna już od dawna wiedziała, co się z nimi stało. Powiedział jej, gdy tylko zaczęli się spotykać.
Od dnia ich zaręczyn minęło już ponad pół roku i dopiero teraz udało im się razem przyjść do św. Munga. Najpierw on musiał być w Hogwarcie, gdzie odbywał staż u profesor Sprout, a później Luna pojechała z ojcem na poszukiwanie kolejnego nieistniejącego stworzenia. Neville uśmiechnął się z czułością na wspomnienie historyjek opowiadanych przez narzeczoną. Ta inność Luny była chyba tym, co najbardziej w niej kochał. Babci też się podobała, mimo, że uważała ją za dziwaczkę. Neville był pewien, że i rodzice ją polubią. Kto wie? Może i jej zaczną dawać papierki po cukierkach? A Luna zrobi z nich jakąś fantazyjną ozdobę, którą będzie nosiła z równą, a może nawet większą dumą niż naszyjnik z kapsli po piwie kremowym.
Teraz, stojąc w windzie wiozącej ich na piętro trwałych urazów magicznych Neville docenił jeszcze jedną cechę narzeczonej. Wiedziała kiedy należy milczeć. Musiała widzieć jak bardzo jest zdenerwowany. I wtedy, zamiast zacząć go pocieszać i zapewniać, że wszystko będzie dobrze, zacisnęła swoją drobną dłoń na jego dużej, niezgrabnej ręce i posłała mu ten swój ciepły, lekko melancholijny uśmiech.
Kiedy stanęli pod salą, w której leżeli rodzice Neville’a, zakochani przystanęli na chwilę. Chłopak spojrzał na narzeczoną. Ta mocniej zacisnęła palce na jego dłoni i uśmiechając się pokrzepiająco, nacisnęła na klamkę.
Pomiędzy łóżkami syna i synowej siedziała Augusta Longbottom.
— „… Spadaj… jestem śpiący… — burknął Harry i naciągnął kołdrę na głowę. Zasnął, nie będąc świadomym lekkiego uśmiechu swojego małżonka.” — czytała cichym głosem starsza pani, nieświadoma obecności wnuka i jego ukochanej. — To koniec na dziś moi kochani. Za tydzień przeczytam wam kolejne rozdziały. Prawda, jakie to sympatyczne opowiadanie? Tych dwóch chłopców już się kocha, choć nie są tego świadomi. Wy niewiele rozumiecie, ale i tak pamiętacie o swojej miłości. Wierzę w to, bo przecież gdyby tak nie było, pozwolilibyście się rozdzielić uzdrowicielom. — Augusta czule pogłaskała najpierw policzek Alicji, a później syna. — No, a teraz lepiej schowam to pisemko, bo za chwilę przyjdą Neville z Luną. Co by powiedział wasz syn, gdyby wiedział, co wam czytam? A ta miła dziewczyna, z którą chce się ożenić…
Luna po cichu podeszła do Augusty. Pochyliła się i ucałowawszy pomarszczony policzek staruszki powiedziała:
— Neville też lubi to opowiadanie. A ja czytam je wcześniej niż wszyscy, bo przecież mój tata jest wydawcą Żonglera.
Neville po raz pierwszy w życiu zobaczył, jak jego surowa babcia nie wie, co powiedzieć.

***

W wielkiej Sali Hogwartu kilkoro profesorów spożywało późne śniadanie. Do rozpoczęcia nowego roku szkolnego pozostały zaledwie dwa tygodnie i nauczyciele powoli wracali do zamku by przygotować się do zajęć. Do tej pory zjawili się już powracający z Francji Hagrid, Pomona Sprout i Filius Flitwick, którzy spędzili wakacje ze swoimi rodzinami, oraz Lupinowie. Ci ostatni zostawili dwumiesięcznego synka u matki Nimfadory i zajęli się przygotowaniem kwater dla dziecka. Album Dumbledore i Minerwa McGonagall spędzili urlop w szkole. W tym roku już po raz trzeci cieszyli się, że nie muszą szukać nowego nauczyciela OPCMu. Od czasu, gdy Harry Porter na swoim szóstym roku pokonał Lorda Voldemorta, klątwa wisząca nad tym stanowiskiem przestała działać i po raz kolejny zajął je sympatyczny wilkołak. Kingsley Shacklebolt, nowy minister magii, aby ułatwić młodym małżonkom wspólne życie, podpisał zgodę na podłączenie kominka w kwaterach profesora do kominków w ministerstwie, tak, by Nimfadora Mówcie – Mi – Tonks Lupin mogła jednocześnie mieszkać z mężem i pracować.
W Hogwarcie wszyscy już przyzwyczaili się do tego, że pani Lupin potyka się o wszystko na swojej drodze. Jej niezdarność, którą dziwnym trafem traciła podczas walki, po równo bawiła jak i rozczulała uczniów. Dlatego właśnie, gdy rozeszła się wiadomość, że ich ulubienica spodziewa się dziecka, zaczęli dyskretnie pilnować, by nie zrobiła krzywdy ani sobie, ani tym bardziej dziecku. Biedna pani Norris, o którą aurorka dość często się potykała, była ze zdumiewającą regularnością zamykana przez uczniów w schowku. Ci sami uczniowie, przyzwyczajeni do tego, że Nimfadora nigdy nie traci dobrego humoru, byliby zdumieni widząc krwistoczerwone włosy na jej głowie i żądzę mordu w oczach. A wszystko przez to, że akurat dziś przyłapała Remusa, gdy przed nią czytał Żonglera. I naprawdę wszystko byłoby dobrze, gdyby Album, słysząc ich kłótnię, nie spytał:
— Och, Remusie, więc nasza droga Nimfadora odkryła wreszcie, że zawsze czytasz wasze ulubione opowiadanko przed nią? Taka wpadka po pięciu tygodniach…

***

Tego dnia w Hogwarcie był ktoś bardziej wściekły niż Nimfadora Lupin. Tym kimś była kobieta nazywana Pierwszą Kocicą Hogwartu (oczywiście za plecami, bo nikt nie jest aż tak głupi by rzucić jej to w twarz. No, poza Vlodemortem, ale on już nie żyje, co mówi samo za siebie).
Doprawdy, sama nie wiedziała co takiego dzieje się z jej kolegami. Żeby tak się zachwycać jakimś durnym, głupim, cudownym (zaraz, jakim cudownym?!) opowiadaniem. Lupinowie się przez nie pokłócili, Pomona i Filius chichotali jak dzieci bredząc coś o niespożytych siłach Severusa, tym jakiego ma dużego i rankingu najlepiej wyposażonych facetów w Hogwarcie. Jakby tego było mało, właśnie przyłapała Hagrida na wysyłaniu najnowszego numeru Żonglera Olimpii Maxime! Doprawdy, brakowało jeszcze tego, by do grona czytelników dołączył Albus i tego, aby o nowej pasji nauczycieli dowiedzieli się uczniowie. Autorytet wykładowców runąłby jak domek z kart.
Minerwa powiedziała chimerze hasło („cytrynowe dropsy”, doprawdy pomysłowe) i wkrótce stanęła pod drzwiami gabinetu dyrektora.
— … całkiem sprytna jak na Gryfonkę — głos Phineasa Nigellusa z łatwością przenikał przez drzwi.
— Nigdy nie doceniałeś Gryfonów, Phineasie. Są sprytniejsi, niż ci się wydaje.
— Tak, wykazują się ogromnym sprytem, gdy chcą poznać wymiary męskości profesora — zadrwił Ślizgom. — Pozostaje się cieszyć, że ta dziewczyna nie wpadła na pomysł spetryfikowania ciebie. Pewnie nie zapomniałaby o zrobieniu zdjęć!
Śmiech uwiecznionych na portretach dyrektorów Hogwartu ucichł, gdy drzwi gwałtownie się otworzyły i stanęła w nich wyraźnie wściekła wicedyrektorka szkoły. Nagle okazało się, że każde z nich ma jakąś ważną sprawę do załatwienia na innym portrecie. Przenoszący się na Grimmauld Place Phineas pożegnał dyrektora słowami:
— No to wpadłeś Dumbledore!
Ku zdumieniu Minerwy Albus nawet nie udawał zawstydzonego. Wprost przeciwnie. Był zadowolony z siebie i wpatrywał się w kobietę ze zwykłym dobrotliwym uśmiechem na ustach. Uśmieszek poszerzył się, gdy ta zmrużyła gniewnie oczy.
— Albusie?
— Tak moja droga?
— Czy masz mi może coś do powiedzenia?
— Cytrynowego dropsa?
— Powiem ci, co możesz sobie zrobić z tymi dropsami, jeśli za chwilę nie wytłumaczysz mi, co i dlaczego czytałeś portretom dyrektorów!
Słysząc stanowczy ton wicedyrektorki, Albus uśmiechnął się jeszcze szerzej, a w jego oczach zabłysły złośliwe iskierki.
— Może i miałbym ci coś do powiedzenia na ten temat Minerwo, gdyby…
— Gdyby…?
— Gdyby nie gazeta, która wystaje z kieszeni twojej szaty.
Minerwa spłonęła rumieńcem, gdy uświadomiła sobie, że zapomniała zostawić Żonglera w swoich kwaterach. Taka wpadka! To wszystko przez te wakacje!

***

Harry Potter (wkrótce Snape) siedział w kuchni swojego domu przy Grimmauld Place w Londynie i zajadając jajecznicę na bekonie, przeglądał Żonglera. Ksenofiusz Lovegood przeznaczył cały sobotni numer pisma na kolejne rozdziały opowiadania „Harry Porter i Król Węży”, oraz listy od fanów. Harry był chyba jedyną osobą, która rozpoczynała czytanie gazety właśnie od nich.
„Do Szanownego Autora!
Jako człowiek o nieposzlakowanej opinii zwracam się z uprzejmą prośbą o zaniechanie dalszego szkalowania mojego dobrego imienia. Nigdy nie zdradzałem mojej ukochanej żony, ani nie molestowałem Harry’ego Pottera. Wypraszam sobie podobne pomówienia, które godzą w szczęśliwe pożycie…”
— Hmm, czyżby to był… Tak, podpisano: Aleksander Snape. Ha! „Nigdy nie molestowałem Harry’ego Pottera”! Już nie zliczę ile razy czułem jego rękę na moim udzie podczas posiłków w Snape Manor!
„Podziwiam lekkość Pańskiego pióra, niezwykłe poczucie humoru i wciągającą fabułę…”
„Hahaha! Severus Snape, jako niewyżyty seksualnie maniak, molestujący Harry’ego Pottera, kiedy tylko może! Założę się, że w rzeczywistości nie jest nawet w jednej dziesiątej tak jurny, jak w opowiadaniu! Nie, żeby ktoś mógł to potwierdzić!”
— Och, ja mogę potwierdzić, że jest dziesięć razy bardziej napalony.
„Wszyscy pragną Harry’ego P. Takie opowiadanie na milę pachnie Gryfonem. Tylko oni są w stanie oczernić wiernych swoim małżonkom Ślizgonów. To oburzające obrzucać w ten sposób błotem praworządnych obywateli…”
— Ten głos oburzenia to na pewno Ślizgom. Tylko oni…
— Tylko oni, co?
— Tylko oni bronią innych Ślizgonów — wybrnął zielonooki.
— Klasy panny Granger… To znaczy pani Weasley… — Severus zazgrzytał zębami, widząc urażony wzrok Harry’ego — Niech ci będzie… Hermiony. Klasy Hermiony w wymyślaniu wymówek jeszcze nie masz, ale szybko się uczysz. Choć musisz jeszcze potrenować dotrzymywanie tajemnic.
Słysząc te słowa Harry z wrażenia wypuścił widelec z ręki. O której tajemnicy mówi Severus? Chyba nie zorientował się, że Harry…
— Więc? Nie masz mi nic do powiedzenia… Sitriel?
Uf, więc jednak się nie domyślił. Trochę obawiał się reakcji Severusa na wieść, że zostanie ojcem i wolał go do tego odpowiednio przygotować.
— Skąd wiesz?
— Trudno nie zauważyć, że po publikacji każdego rozdziałów tego opowiadania na nasze konto wpływa spora sumka galeonów.
— Severusie?
— Tak Harry?
— Skąd wiesz, kiedy wychodzą kolejne rozdziały? Czyżbyś zaliczał się do fanów mojej twórczości?
Severus uśmiechnął się krzywo.
— Wygląda na to, że obaj wpadliśmy — wyszeptał pochylając się, by złożyć na ustach kochanka czuły pocałunek.
— Nawet nie wiesz jak bardzo…

***

Ksenofiusz Lovegood z zadowoleniem spoglądał na słupki sprzedaży. Odkąd podpisał umowę z Hardym Porterem na publikację jego opowiadania, sprzedaż Żonglera systematycznie rosła. Dzięki niemu zarabiał dość nie tylko na kolejne wyprawy, ale jeszcze będzie mógł wyprawić wspaniałe wesele Lunie i temu miłemu Longbottomowi.
Swoją drogą to naprawdę dziwne. Mógł zrozumieć, że prenumeratę zamówił prawie cały Hogwart z dyrektorem i wicedyrektorką na czele. Mógł zrozumieć, że Weasleyowie zamawiają po kilka egzemplarzy, w końcu to taka duża rodzina. Mógł nawet zrozumieć zamówienie dla ministerstwa magii. Ale kto na litościwego Merlina zamawiał prenumeratę do Azkabanu?! Przecież dementorzy nie potrafią czytać! Prawda?

Koniec


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez selen dnia Nie 17:54, 01 Lip 2012, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Yaoi Fan Strona Główna -> Konkursy Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
 
 


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group

 
Regulamin