Yaoi Fan - Forum Literackie

Forum Yaoi Fan Strona Główna
 

 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy   Rejestracja  Profil   

Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

 
Opowiastka II: Biblioteka


 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Yaoi Fan Strona Główna -> Kącik Zabaw
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość

Joker
Moderator
Moderator




Dołączył: 27 Wrz 2008
Posty: 607
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 2:25, 16 Lis 2011    Temat postu: Opowiastka II: Biblioteka

<center>OPOWIASTKA SLASHEM PRZEPLATANA II

Tytuł: Biblioteka

Rating: dowolny! (pokażcie, na co Was stać!)

Fandom: Opowiadanie Własne

Paring: -
</center>

Zasady Zaklepywania Miejsc i Ogólny regulamin - dla przypomnienia.


Zapraszam do zabawy!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Joker dnia Śro 2:27, 16 Lis 2011, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Yamna
Widmo
Widmo




Dołączył: 25 Paź 2006
Posty: 144
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 14 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Świętokrzyskie
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 15:41, 16 Lis 2011    Temat postu:

Wyrobiłam się! Mam nadzieję, że nie zaplątałam za bardzo na początek i ktoś zechce pociągnąć. Ktokolwiek? Proszę?



Herbata pachniała malinami i późnym latem. Polskim późnym latem. Kevin uśmiechnął się do siebie. W bibliotece było cicho i przyjemnie, pierwsze promienie słońca wpadały leniwie przez pionowe rolety, a czas zdawał się stać w miejscu; tylko kurz na najwyższych półkach i tykanie okrągłego zegara, wiszącego na ścianie tuż przy ladzie z ciemnego drewna, przypominały o upływających chwilach. W szafce biurka leżały już książki przyszykowane dla osób, które zamówiły je w sposób elektroniczny. Płaski monitor straszył kolorowym wyświetlaczem, gotowy w każdej chwili zasygnalizować kolejne życzenie czytelnika. Ale nowe zamówienia nie przychodziły zbyt często. Taki był los Biblioteki Miejskiej w małym mieście. Mimo tego, że powinna zachęcać ludzi przyjemnym, nowoczesnym wyglądem i całkiem nowymi książkami, w większości zakupionymi z refundacji Unii Europejskiej, to tylko nieliczni burzyli spokój bibliotekarzy.

Podniósł do ust kolorowy kubek, którego rączka rzeźbiona była w kształt misia i czekał. Do otwarcia zostało niecałe piętnaście minut i chociaż nie liczył na zatrzęsienie czytelników to przynajmniej Agnieszka powinna przyjść. Jego szefowa nigdy nie była zbyt punktualna; przyzwyczaili się już do tego, że to on codziennie rano wyszukiwał zamówione egzemplarze i otwierał bibliotekę. A jednak dopóki jej tu nie było, nie miał nawet do kogo ust otworzyć. Można kochać książki i wykonywać prace, która jest spełnieniem marzeń, ale od czasu do czasu fajnie z kimś porozmawiać.

Rozparł się wygodniej na czarnym, biurowym fotelu. Kubek przyjemnie grzał mu dłonie, kiedy jeszcze raz błądził wzrokiem po najbliższych półkach. Wszystko wyglądało tak jak powinno. Może jego doświadczenie zawodowe nie było duże (w końcu niedawno zrobił magistra i podjął swoją pierwszą prawdziwą prace) to jednak w to co kochał wkładał całe serce. A ta biblioteka była jego domem, jego azylem – odkąd tylko z matką przeprowadzili się do Polski. Za każdym razem kiedy słyszał nieprzyjemne słowa dotyczące jego wyglądu lub imienia, przychodził właśnie tutaj, pomału zaznajamiając się z literaturą tego kraju. Nic dziwnego, że mama nie chciała zostać dłużej w Tunezji, skoro jej rodzimy kraj ofiarował tak wiele. Gdyby tylko zimy nie były takie straszne. Z drugiej strony piętnaście lat życia tutaj to wystarczająco, żeby się przyzwyczaić. Uśmiechnął się, kiedy usłyszał dźwięk otwieranych drzwi. Wreszcie.

Ku jego największemu zdziwieniu do pomieszczenia nie weszła Aga, ale dwóch młodych chłopaków, trzymających się za ręce. Niższy z nich, gdy go tylko zobaczył, zaczął rzucać wyzywające spojrzenie. Zacisnął mocniej dłoń na dłoni swojego towarzysza, który przez chwilę wyglądał tak jakby chciał się od niego odsunąć. Brązowe oczy wpatrywały się w Kevina bezczelnie. I zdawały się mówić, powiedź coś, powiedź coś, no skomentuj to, ty arogancki suk… Nie mógł powstrzymać rozbawionego prychnięcia.

– Gratuluję. A teraz jeśli już przestaliście odgrywać przedstawienie „ja i mój wielki coming out”, mogę wam jakoś pomóc? – Widząc zaskoczone spojrzenie tych szczeniaków, naprawdę nie mógł się nie roześmiać. Widocznie odkrycie orientacji seksualnej zbiegło im się w czasie z buntem młodzieńczym. Nie mogli mieć więcej niż siedemnaście lat.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Yamna dnia Pią 16:21, 18 Lis 2011, w całości zmieniany 6 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Noctem
Banshee
Banshee




Dołączył: 07 Lis 2006
Posty: 239
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Nocnego Kręgu Jakmutamu

PostWysłany: Śro 22:14, 23 Lis 2011    Temat postu:

Wyższy chłopak gwałtownym ruchem wyrwał swoją rękę z dłoni towarzysza i czmychnął między zastawione książkami regały. Przez twarz nastolatka wciąż stojącego przed ladą przebiegł krótki grymas ni to frustracji, ni niepewności, jednak w ułamku chwili odzyskał rezon i rzeczowym głosem rzucił:
- Potrzebuję kilku pozycji na temat mitologii skandynawskiej – zahaczył wzrokiem o plakietkę przypiętą do kieszonki na koszuli bibliotekarza i znacząco podniósł brwi. – Byłbyś tak miły, Kevin? – śpiewnie wyartykułował jego imię.
- To będzie alejka szesnasta po prawej stronie. Możesz też zajrzeć do księgozbioru obcojęzycznego, tam, pod ścianą – wskazał kierunek skinieniem głowy.
- Dzięki, Kevin. – Chłopak uśmiechnął się sztucznie samymi kącikami ust a następnie ruszył między alejki. Jego uciekający towarzysz wyłonił się ze swojej kryjówki i wspólnie skierowali się do alejki szesnastej.

Kevin zerknął na stolik ze zwrotami. Leżało na nim raptem kilka pozycji z działu dziecięcego, które wczorajszego wieczora zwróciła mama małej, bardzo marudnej dziewczynki, która przez cały czas swojej bytności w bibliotece domagała się natychmiastowego powrotu do domu i puszczenia filmu z lalką Barbie w roli głównej. Już teraz biblioteka świeciła pustkami, a jak tak dalej pójdzie, zlikwidują ją, jeszcze zanim Kevin skończy trzydziestkę i będzie musiał przekwalifikować się do pracy w wypożyczalni DVD… Z westchnieniem podniósł książki, wprowadził do systemu wypożyczania informację o ich zwrocie i poszedł odnieść je na ich miejsca. Dział dziecięco-młodzieżowy od historyczno-kulturowego dzieliła tylko alejka z lekturami szkolnymi, toteż akurat gdy kucając wsuwał na półkę „Czarnego baranka” usłyszał przytłumioną rozmowę.

- Więcej nie dam się wciągnąć w Twoje głupie pomysły – oznajmił pierwszy głos poirytowanym tonem.
- Ach tak? To ciekawe, kto Ci w tym roku będzie podpowiadał na historii… Dopiero byłby smutek, gdyby cię w maturalnej Fokalska oblała… pa, pa, maturo, bywaj Politechniko… - Kevin wyprostował się i oparł się plecami o regał.
- Pan malarz łamane na prawnik, na archeolog się odezwał.
- Może mój plan zawiera pewne niedociągnięcia…
- Raczej jest jednym wielkim niedociągnięciem! W każdym razie ja wychodzę, bo babcia przed śniadaniem wrzuciła szarlotkę do piekarnika i to interesuje mnie bardziej, niż twój książkowy książunio… - Po chwili postać wyższego z nastolatków przemknęła obok wylotu z alejki, w której stał bibliotekarz, a zaraz potem sygnał zamontowany przy drzwiach dał znać o ich otwarciu. W bibliotece zapadła głucha cisza.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Paciaja
Widmo
Widmo




Dołączył: 05 Gru 2010
Posty: 132
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdańsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 23:15, 23 Lis 2011    Temat postu:

„Czarny Baranek” po chwili wahania wrócił na miejsce, lokując się tuż obok reszty swoich bajkowych braci. Kevin jeszcze przez chwilę stał przed regałem z dość nietęgą miną, gdy moment zawieszenia przerwał mu głośny dźwięk telefonu. Nieprzyjemny, drażniący uszy odgłos rozszedł się po całej bibliotece, na chwilę burząc jej spokój. Odłożył pozostałe pozycje i szybkim krokiem skierował się do biurka.

*

– Tę – usłyszał chwilę po tym, jak odłożył słuchawkę.
Jego oczy spotkały się ze śmiałym spojrzeniem jednego z chłopców – choć może lepiej powiedzieć nastolatków? – których rozmowę podsłuchał kilka minut temu. Chłopak brązowymi tęczówkami niemal wywiercał dziurę w Kevinie, lecz tym razem nie patrzył na mężczyznę z wyzwaniem. Raczej z... oczekiwaniem. Intensywność spojrzenia po raz kolejny zbiła z pantałyku bibliotekarza, ale tylko na chwilę. Do czasu, kiedy wzrokiem zawędrował na trzymaną przez dzieciaka książkę.
– Szrejter, tak? – spytał cicho, sięgając po klawiaturę.
– Morawski – odparł szybko chłopak, po sekundzie jednak rozumiejąc, że nie o jego nazwisko chodziło Kevinowi. Poprawił się natychmiast: – Tak, Szrejter. Mitologia.
– Widzę. – Bibliotekarz uśmiechnął się pod nosem, nie komentując w żaden sposób pomyłki. Wklepał usłyszane nazwisko. – Paweł czy Mariusz?
– Paweł.
Mężczyzna mruknął coś na potwierdzenie, po czym zapisał „Mitologię Germańską” na konto Pawła. Oddał książkę.
– Dwutygodniowy termin. To wszystko? – spytał, widząc, że chłopak próbuje coś jeszcze powiedzieć.
A przynajmniej na to wskazywały rozchylone usta i nieprzerwanie skupione na nim młode spojrzenie. Kevin uśmiechnął się szerzej, choć kpiąco, i pomógł Morawskiemu, który najwyraźniej zawiesił się w trakcie wypowiedzi.
– Jeśli się pospieszysz, zdążysz złapać swojego chłopaka. Szarlotka babci smakuje ponoć najlepiej we dwójkę – dodał, nie mogąc się powstrzymać.
Z satysfakcją obserwował, jak Paweł jednym ruchem zabiera książkę i niemal natychmiast opuszcza bibliotekę bez słowa więcej. Kevin westchnął. Dzieci zbyt szybko dojrzewają. Lub, jak łatwo było zauważyć, myślą, że są już dojrzałe. Czy on też tak się zachowywał?
Nie pamiętał. Lubił swoją dorosłą wersję, rzadko wspominał dzieciństwo – wolał teraźniejszość. Tę z malinową herbatą w kolorowym kubku, tę wśród książek, w bibliotece. Tutaj. W Polsce.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Paciaja dnia Pią 0:22, 25 Lis 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora

selen
Moderator
Moderator




Dołączył: 01 Maj 2006
Posty: 524
Przeczytał: 2 tematy

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Ze snu...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 23:51, 30 Lis 2011    Temat postu:

Dla niego Tunezja była już odległą przeszłością. Przecież od tamtego wydarzenia minęło piętnaście długich lat. Był wtedy zaledwie ośmioletnim dzieckiem, którego umysł - w stanie odurzenia - zapamiętał jedynie strzępy emocji wraz z zapachem… Zbyt intensywnym, aby ot tak wymazać go z pamięci. On nadal tam był. Natomiast wszystko inne zdawało się być snem; zbyt długim i niepokojącym. Zacisnął dłoń. Może jednak od przeszłości nie da się uciec? Wciągnął gwałtownie powietrze. Nie! Tu, w Polsce, z pomocą swoich przyjaciół rozpoczął nowe życie i nie zamierzał z niego tak łatwo rezygnować.
Westchnął w duchu.
Spojrzał ponownie na monitor komputera i po ostatecznym zapisaniu danych, zminimalizował program do paska zadań. Z dolnego rogu, po prawej stronie monitora, migotała mała ikonka, przedstawiająca kopertę z napisem: ‘masz 1 nową wiadomość’.
– To już lekka przesada – mruknął do siebie, marszcząc z rozdrażnieniem brwi. Pewnie to jedna z wielu durnych reklam, które jedynie zajmowały miejsce na serwerze, zaśmiecając skrzynkę pocztową. Chwycił ponownie myszkę i najechał kursorem na irytująco migający obrazek. Kliknął, a następnie zamrugał z konsternacją. W treści e-maila widniała krótka wiadomość: "Znalazłem CIĘ!" – Co do...
Nie dokończył.
Dźwięk otwieranych drzwi przykuł jego uwagę, zmuszając do podniesienia głowy i odruchowego zamknięcia okienka z wiadomością e-mail. Serce zabiło mu znacznie mocniej. Prychnął w myślach, zdając sobie sprawę, że zachował się jak uczniak przyłapany na czymś niewłaściwym.
– No co tak stoisz? – dał się słyszeć znajomy, lekko poirytowany głos zza kartonowych pudeł. – Przecież sama sobie z tym nie poradzę.
W otwartych drzwiach stała kobieta w wieku około trzydziestu lat, która starała się nie upuścić dwóch sporej wielkości pakunków. Zachwiała się na wysokich szpilkach, z trudem usiłując prawą nogą odepchnąć ciężkie, przymykające się drzwi.
– Aga! – Rzucił się w kierunku swojej przełożonej, która zza kartonów łypnęła na niego z zniecierpliwieniem, nie przestając jednak walczyć z napierajacymi na nią drzwiami. – Powinnaś zadzwonić po mnie, – chwycił za klamkę, otwierając drzwi na oścież – pomógłbym...
– Za dużo gadasz, weź to wreszcie ode mnie – przerwała mu, praktycznie wpychając w jego wyciągnięte ręce dość ciężkie pudła, które niebezpiecznie się zachybotały w jej własnych dłoniach. – Jakiś idiota znowu zaparkował na moim miejscu. Wyobrażasz sobie? Na MOIM miejscu! Musiałam zostawić samochód ulicę dalej. Ostrożnie, Kevin!
– Spokojnie, poradzę sobie.
Wywrócił oczami, a następnie uśmiechnął się do Agnieszki. W tej chwili jej starannie spięte w kok włosy znajdowały się w lekkim nieładzie, co wcale nie odejmowało jej uroku. Nie, gdy rumieńce wynikłe z wysiłku gościły na jej jasnych policzkach.
– Zamorduję tego bezczelnego idiotę kimkolwiek on jest. – Poprawiła wąskie okulary, które zsunęły się jej z nosa i otworzyła torebkę, praktycznie wywracając jej zawartość do góry nogami. – Gdzie, do cholery... o jest!
Uśmiechnęła się triumfalnie, wyciągając komórkę.
– Chyba nie zamierzasz…
Spojrzała na niego znad swoich okularów i Kevin już wiedział, że lepiej dla niego będzie, jeżeli zamilknie i pozostawi sprawy w rękach swojej szefowej.
– Tym razem mu nie daruję! – Wystukała numer i przyłożyła telefon do ucha, odgarniając wolną dłonią zabłąkany kosmyk włosów, który musnął jej wargi. – Mówię ci, Kevin, że... Drogówka? Chciałabym zgłosić… – na moment zamilkła, zaciskając usta w cienką linię. – Kiedy zamierzacie się tym zająć? Już nie pierwszy raz dzwonię w tej sprawie. Chcę... Rozumiem, że... To mnie nie interesuje. Proszę tu kogoś przysłać i się tą sprawą zająć. Czy mam to wam przedłożyć na piśmie? Wiedziałam, że dojdziemy do porozumienia. Dziękuję i dowidzenia.
Wyłączyła komórkę i oparła się o blat biurka.
– Czy, aby nie byłaś za ostra?
Uśmiechnęła się do niego promiennie.
– Wcale. Odebrał Tomek… on, zresztą nieważne. Zanieś te pudła na zaplecze i rozpakuj, a ja w międzyczasie się pozbędę tych cholernych szpilek, gdyż już nóg nie czuję.
Kevin uśmiechnął się, widząc zbolałą minę swojej szefowej, która do pracy zwykła nosić luźne ciuchy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Joker
Moderator
Moderator




Dołączył: 27 Wrz 2008
Posty: 607
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 22:36, 05 Gru 2011    Temat postu:

Ba dum! Ba dum!

Przychodzę z ogłoszeniami parafialnymi.
Mianowicie:
1. Czas na pisanie Opowiastki macie do końca roku. Dnia 31.12 zamykam temat tej edycji zabawy we wspólne pisanie.
2. Z racji na raczej nikłe zainteresowanie samym pisaniem (porównując je do poprzedniej edycji) postanowiłam, że w Głosowaniu na Fandom w edycji trzeciej Opowiadanie Własne nie weźmie udziału. Sporo Was głosowało na taką "formę", a faktyczny odzew jest nikły. Podejrzewam, że wynika to z tego, że pisanie do określonego, wymyślonego już fandomu jest bardziej satysfakcjonujące i bardziej działa na wyobraźnię piszących i czytających. A to ma być zabawa, a nie ciągnięcie się do tego za uszy Smile.

Wszelkie uwagi ślijcie PMkami, a nie w temacie.
Dziękuję za uwagę.



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Paciaja
Widmo
Widmo




Dołączył: 05 Gru 2010
Posty: 132
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdańsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 15:58, 14 Gru 2011    Temat postu:

Zapomniałam edytować posta, posprząta ktoś to za mnie?

Zrobione,
selen




Punktualnie o szesnastej zamknął za sobą ciężkie drzwi biblioteki, wychodząc na ogrzaną słońcem ulicę. Powietrze było suche i niemiłosiernie gorące. Polskie lato zaangażowało się tym razem chyba za bardzo... Panujący upał odbijał się cierpieniem na twarzach mijających go przechodniów, jak i szczęściu tych małych buziek, którym udało namówić się liczne stada zmęczonych tatusiów na dwie gałki lodów. Miejscowa lodziarnia, swoją drogą świetna i niedroga, cieszyła się o tej porze dnia stałą popularnością. W przypływie miętowo-cytrynowej ochoty, Kevin również postanowił tam zawitać.

*

Wbrew wcześniejszym oczekiwaniom, pomieszczenie było puste. Przyjemne, chłodne powietrze uderzyło w twarz mężczyznę, pozwalając mu na głęboki oddech, pierwszy od wyjścia z biblioteki. Od razu poczuł, że jest okrutnie spocony, zupełnie jakby przespacerował się nie do lodziarni, a co najmniej przez całe miasto. Dwukrotnie.
– Dzień dobry... – przywitał się cicho, nie zauważając najpierw nikogo. Dosłownie sekundę po tym zza lady wyskoczyło znane mu już, najdrobniejsze dziewczę tego miasta, wołając:
– Witam, witam! – Wyglądała na rozgorączkowaną..
Kevin mógłby poczuć się dowartościowany tak emocjonalnym przywitaniem, gdyby nie to, że dziewczyna najwyraźniej cieszyła się pierwszym klientem od dłuższego czasu. Nie dziwił się temu. Zawsze, gdy tu przychodził, ciężko było o miejsce, by usiąść, nie mówiąc już o długich kolejkach do kasy. Teraz czuł się niemal... nieswojo.
– Pusto coś dzisiaj u was. Jak zawsze, miętowo-cytrynowe – poprosił, uśmiechając się do dziewczyny. Lubił to robić. Uśmiech, jaki otrzymywał w zamian, należał do jednych z najładniejszych.
– Prawda? Dzisiaj otworzyli jakiś duży sklep, pewnie tam się zebrali... – mruknęła już bardziej do siebie, nakładając porcję lodów. Słodki wafelek sprezentowała na "koszt firmy".
Podziękował i usiadł w rogu lodziarni, niemal natychmiast sięgając po zabraną z biblioteki książkę.
Myślami był daleko, daleko w świecie mnichów, zakonu i okrutnych, nierowiązanych jeszcze morderstw, gdy znikąd pojawiła się nad nim drobniutka dziewczyna. Postawiła na okrągłym stoliku puchar z apetycznym, owocowym deserem, a na pełne niezrozumienia spojrzenie mężczyzny odpowiedziała nieprzyzwoitym chichotem.
– Dużo dzisiaj prezentów, co? – Pochyliła się nad jego uchem, starając się o dyskrecję. – Przed chwilą śliczny chłopak kupił ci deser. Dał też to... – Położyła starannie zagiętą karteczkę przed Kevinem, niemal drżąc z ekscytacji. To dopiero sprawa!
– Najwyraźniej pomylił mnie z kimś innym... – mruknął niemrawo, przyjmując liścik.
Zmarszczył brwi, nie wiedząc, czego się spodziewać. A może dziewczyna robiła sobie z niego żarty? Rozłożył ładną karteczkę, gdy ta zawiedziona odeszła na swoje miejsce. Najwyraźniej bardzo chciała, by ten podzielił się z nią swoim sekretem.

Czas na przerwę? Smacznego!
PS: Jesteś pewny, że zabrałeś wszystko z biblioteki?


Poczuł nieprzyjemny dreszcz w dole kręgosłupa i odsunął się na krześle. Mechanicznym ruchem sprawdził, czy jego portfel, klucze, telefon są na miejscu... telefon! Przeżuł przekleństwo i wstał pospiesznie od stolika, żegnając się krótkim "do widzenia".
Drogę do biblioteki pokonał niemal biegiem.

*

Rozsuwana Nokia leżała w biurkowej szufladzie, dokładnie tam, jak zostawił ją godzinę-dwie temu. Gdy odblokował klawiaturę, na niewielkim ekranie widniała informacja "1 nowa wiadomość".
"Znalazłem CIĘ!"
– Koniec tej dziecinady... - warknął pod nosem, wybierając numer, od którego dostał sms-a.
Po chwili usłyszał cichą melodyjkę, gdzieś po lewej stronie – jak myślał wcześniej – pustego pomieszczenia.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Paciaja dnia Śro 15:59, 14 Gru 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Merkucja
Banshee
Banshee




Dołączył: 21 Wrz 2010
Posty: 197
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z komputera :*
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 16:46, 14 Gru 2011    Temat postu:

Kevin gwałtownym ruchem wcisnął guzik z wytartą ikonką czerwonej słuchawki. Poczuł, jak jego serce przyspiesza, a oddech staje się płytki. Nie czuł strachu. Jednak sytuacje, których skutków nie mógł przewidzieć, od zawsze napawały go nieprzyjemnym uczuciem wymykania się z rąk. Ktoś wszedł do biblioteki, zostawił mu trzy wiadomości i znajduje się tuż obok, a on nie ma żadnego wpływu na dalszy rozwój wypadków. No, prawie żadnego.
Ostrożnie przyłożył dłoń do pliku czystych kartek, leżących na blacie. Na idealnie białym tle jego palce odznaczały się ciemnym konturem. Nagle poczuł ukłucie. Powtórz to na kolanach, psie. Mimowolnie przesunął ręką po swoich czarnych, gładkich jak jedwab, półdługich włosach. Poczuł ciarki na plecach. Nikt ci nigdy nie powiedział, że starszych trzeba słuchać?.. Miał osiem lat, tylko osiem lat... Na kolana. Tunezja to przeszłość, przeszłość!

Kevin pochylił się do przodu, zgiął i zatrzymał w nietypowej pozycji. Oddychał ciężko, zaciskał dłoń na odnalezionej komórce, a jego twarz prawie całkowicie zasłaniały opadające nań włosy.

Spokojnie. Tylko spokojnie. Jest teraz w Polsce, jest silnym człowiekiem, którego nie może zniszczyć jedno wspomnienie, choćby nie wiem jak wyraźne. Spokojnie. Musi oddychać. Musi się uspokoić.
Wolne, miarowe, ciche uderzenia zadźwięczały mu stłumionym dźwiękiem w głowie. Czyżby serce? Kevin przyłożył dłoń do klatki piersiowej i poczuł szybki stukot, który jeszcze nie zdołał się uspokoić. W takim razie co..?
Kroki zatrzymały się tuż za nim. Przełknął ślinę. Całkowicie zapomniał o obcym w bibliotece. Że też akurat w tej chwili musiał pogrążyć się w zakamarkach pamięci...
Już zamierzał odwrócić się, wygrywając walkę ze sobą i rozpoczynając nową, z natrętem, gdy usłyszał dwa słowa, wypowiedziane metalicznym szeptem:
- Na kolana...

Teraźniejszość splotła się w stalowym uścisku z przeszłością, wokół zawirował bezchmurny, czysty błękit tunezyjskiego nieba i obezwładniający zapach palonego drewna. Ten. Zapach. Zakręciło mu się w głowie i upadł pod ciężarem myśli.

Jak z oddali docierał do niego potok słów, tworzący kakofonię szeptów, oddalających się coraz bardziej, bardziej... "Kevin? Kevin! Ja nie chciałem, to było tylko tak, dla wygłupu, to był żart! Błagam, co ci się stało, odezwij się! Wstań, proszę, Kevin! Boże, ja nie... Ja nie mogę cię stracić! Proszę, nie! Odezwij się do mnie. Nie mogę cię stracić..."

*

Kiedy się ocknął, minęła dłuższa chwila, zanim zorientował się, że przebywa w szpitalu i że jest wczesny ranek. Odczuwał lekki ból głowy, lecz poza tym - czuł się dobrze. Leżał na świeżo posłanym łóżku, a jedyną osobą obok był pacjent w sąsiednim łóżku, pogrążony we śnie.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Merkucja dnia Śro 17:31, 14 Gru 2011, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Paciaja
Widmo
Widmo




Dołączył: 05 Gru 2010
Posty: 132
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdańsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 0:01, 14 Sty 2012    Temat postu:

Tak na chama jeszcze nigdy niczego nie napisałam. Z góry przepraszam za tak poważnie ssący poziom poniższego, ale stwierdziłam, że lepiej jak najszybciej to zamknąć (zanim moderator przypomni sobie o tym miejscu), niż zostawić bez żadnego zakończenia. Niech ktoś to przechwyci i wpisze prawie cokolwiek w ostatnią część. Poważnie, tu już nie ratujemy honoru Opowiastki. Ratujemy nasz honor i nasze tyłki.


Ostrożnie usiadł na łóżku, przez chwilę z lekkim otępieniem sprawdzając reakcje swojego ciała. Mógł się normalnie poruszać, nie czuł żadnych obić. Minęła długa minuta, po której śmiało mógł stwierdzić, że – mimo okoliczności – czuje się dobrze. Niemal odetchnął z ulgą, lekkość ta nie trwała jednak długo. Okoliczności wczorajszego incydentu szybko zajęły głowę Kevina, zmuszając ciało do gwałtownego spięcia mięśni w niekontrolowanym przypływie niepokoju.
Wielkie niewiadome; pytania plątały się ze sobą w uciążliwym tańcu, z czego najważniejsze obijały boleśnie o myśli, nie dając spokoju. Kim był tajemniczy gość w bibliotece? Dlaczego jego głos, który teraz w dziwny sposób zatarł się w pamięci mężczyzny, wywołał w nim podobne reakcje? Jak długo leży w szpitalu?
– Gdzie jest mój telefon? – dopowiedział na głos, rozglądając się na boki. Śpiący pacjent najwyraźniej nie spieszył się z odpowiedzią. Pochrapywał spokojnie.
Wysunął szufladę białej szafki po lewej stronie, z ulgą odnotowując, że aparat leży nienaruszony w środku. Przestał zastanawiać się nad tym, dlaczego tak się stało. Za dużo pytań przyprawiało o niepotrzebny ból głowy, teraz zależało mu jedynie na jak najszybszym opuszczeniu tego miejsca. Nigdy nie lubił szpitali. Nigdy nie lubił przebywać w miejscach, gdzie tuż obok dzieje się cierpienie. Kevin nie lubił bólu. Nie lubił...
Łomot. Jakby piekło pękało w szwach, a niebo waliło się na gmach szpitala, zdeterminowane, by zetrzeć piętno cierpienia w tym miejscu. Zgrzyt. Metaliczny śpiew sprzączek, ostry i jazgotliwy jak wycie wściekłego, głodnego psa.
To mogła być tylko jedna osoba.
– Dzień dobry, kruszyno! – wrzasnęła jego siostra, wpadając do pokoju.
– Jasności, Narhjuss... – jęknął głucho, starając się nie zwracać uwagi na przykro stękającego pana obok. – A może i dobrze. Pomóż mi. Naprawdę nie wiem, co się stało...

*

Gdy jakiś czas później wychodził przed budynek, był świadomy kilku rzeczy. Zemdlał. Do szpitala dostał się karetką wezwaną przez młodego chłopaka, wczoraj w godzinach popołudniowych. Po okazaniu dokumentów było jasne, że jego wybawca miał na imię Cezary – początkowo nie pomogło mu to w żaden sposób. Kevin jednak, po krótkiej rozmowie z pielęgniarką, dowiedział się jeszcze jednej rzeczy.
Cezary siedział chwilę w korytarzu przed pokojem, podczas gdy jego oglądał lekarz. Ze szpitala wyszedł dopiero po tym, jak przyjechał kolejny chłopak, jego znajomy. Jeżeli wierzyć słowom pielęgniarki, miał na imię Patryk. A to już – chociaż Kevin w większości posłużył się przeczuciem – mówiło znacznie więcej.

*

Odebrał dopiero po piątym sygnale. Dopiero po trzecim połączeniu. Dopiero po dwóch godzinach.
– Cezary, prawda? – zaczął Kevin, gdy nie doczekał się choćby prostego "halo". – Bardzo zależy mi na tym, by porozmawiać. Jak ludzie, dobrze? Kiepsko się czuję, ale proponuję siedemnastą w lodziarni. Jestem pewny, że wiesz, o której mówię. – Rozłączył się, gdy odpowiedziała mu kolejna porcja ciszy.
Przeciągnął się i usiadł na ławce. Słońce nadal atakowało twarze każdego przechodnia, jednak nie tak silnie jak poprzedniego dnia. Kevin był zmęczony. Pozwolił sobie na krótki odpoczynek, ziewnął kilka razy, by wreszcie wstać i, niechętnie, choć z niezrozumiałym zaintrygowaniem, skierować się w stronę miejsca umówionego spotkania.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Joker
Moderator
Moderator




Dołączył: 27 Wrz 2008
Posty: 607
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 13:40, 14 Sty 2012    Temat postu:

Z racji tego, że Opowiastka nie doczekała się kontynuacji, zabieram się za podsumowanie. Jest mi troszkę szkoda, że tym razem nie ma zakończenia, ale cóż, bywa. Mam nadzieję, że w następnej - tym razem na 100% fandomowej - zakończenie będzie.

Podsumowując: w drugiej edycji Opowiastki wzięło udział pięciu autorów, przy czym jeden z nich napisał aż trzy części. Były to w kolejności alfabetycznej Merkucja, Noctem, Paciaja, selen oraz Yamna. Gratuluję Wam wytrwałości.
Sama Opowiastka liczy w przybliżeniu 3200 słów, co przekłada się na troszkę ponad 9 stron Worda w wersji edytorskiej.

Teraz dla przypomnienia zasady, jakich należało trzymać się w czasie pisania.

Tytuł: Biblioteka

Rating: dowolny! (pokażcie, na co Was stać!)

Fandom: Opowiadanie Własne

Paring: -

Zapraszam do lektury całości!


Herbata pachniała malinami i późnym latem. Polskim późnym latem. Kevin uśmiechnął się do siebie. W bibliotece było cicho i przyjemnie, pierwsze promienie słońca wpadały leniwie przez pionowe rolety, a czas zdawał się stać w miejscu; tylko kurz na najwyższych półkach i tykanie okrągłego zegara, wiszącego na ścianie tuż przy ladzie z ciemnego drewna, przypominały o upływających chwilach. W szafce biurka leżały już książki przyszykowane dla osób, które zamówiły je w sposób elektroniczny. Płaski monitor straszył kolorowym wyświetlaczem, gotowy w każdej chwili zasygnalizować kolejne życzenie czytelnika. Ale nowe zamówienia nie przychodziły zbyt często. Taki był los Biblioteki Miejskiej w małym mieście. Mimo tego, że powinna zachęcać ludzi przyjemnym, nowoczesnym wyglądem i całkiem nowymi książkami, w większości zakupionymi z refundacji Unii Europejskiej, to tylko nieliczni burzyli spokój bibliotekarzy.
Podniósł do ust kolorowy kubek, którego rączka rzeźbiona była w kształt misia i czekał. Do otwarcia zostało niecałe piętnaście minut i chociaż nie liczył na zatrzęsienie czytelników to przynajmniej Agnieszka powinna przyjść. Jego szefowa nigdy nie była zbyt punktualna; przyzwyczaili się już do tego, że to on codziennie rano wyszukiwał zamówione egzemplarze i otwierał bibliotekę. A jednak dopóki jej tu nie było, nie miał nawet do kogo ust otworzyć. Można kochać książki i wykonywać prace, która jest spełnieniem marzeń, ale od czasu do czasu fajnie z kimś porozmawiać.
Rozparł się wygodniej na czarnym, biurowym fotelu. Kubek przyjemnie grzał mu dłonie, kiedy jeszcze raz błądził wzrokiem po najbliższych półkach. Wszystko wyglądało tak jak powinno. Może jego doświadczenie zawodowe nie było duże (w końcu niedawno zrobił magistra i podjął swoją pierwszą prawdziwą prace) to jednak w to co kochał wkładał całe serce. A ta biblioteka była jego domem, jego azylem – odkąd tylko z matką przeprowadzili się do Polski. Za każdym razem kiedy słyszał nieprzyjemne słowa dotyczące jego wyglądu lub imienia, przychodził właśnie tutaj, pomału zaznajamiając się z literaturą tego kraju. Nic dziwnego, że mama nie chciała zostać dłużej w Tunezji, skoro jej rodzimy kraj ofiarował tak wiele. Gdyby tylko zimy nie były takie straszne. Z drugiej strony piętnaście lat życia tutaj to wystarczająco, żeby się przyzwyczaić. Uśmiechnął się, kiedy usłyszał dźwięk otwieranych drzwi. Wreszcie.
Ku jego największemu zdziwieniu do pomieszczenia nie weszła Aga, ale dwóch młodych chłopaków, trzymających się za ręce. Niższy z nich, gdy go tylko zobaczył, zaczął rzucać wyzywające spojrzenie. Zacisnął mocniej dłoń na dłoni swojego towarzysza, który przez chwilę wyglądał tak jakby chciał się od niego odsunąć. Brązowe oczy wpatrywały się w Kevina bezczelnie. I zdawały się mówić, powiedź coś, powiedź coś, no skomentuj to, ty arogancki suk… Nie mógł powstrzymać rozbawionego prychnięcia.
– Gratuluję. A teraz, jeśli już przestaliście odgrywać przedstawienie „ja i mój wielki coming out”, mogę wam jakoś pomóc? – Widząc zaskoczone spojrzenie tych szczeniaków, naprawdę nie mógł się nie roześmiać. Widocznie odkrycie orientacji seksualnej zbiegło im się w czasie z buntem młodzieńczym. Nie mogli mieć więcej niż siedemnaście lat.
Wyższy chłopak gwałtownym ruchem wyrwał swoją rękę z dłoni towarzysza i czmychnął między zastawione książkami regały. Przez twarz nastolatka wciąż stojącego przed ladą przebiegł krótki grymas ni to frustracji, ni niepewności, jednak w ułamku chwili odzyskał rezon i rzeczowym głosem rzucił:
– Potrzebuję kilku pozycji na temat mitologii skandynawskiej – zahaczył wzrokiem o plakietkę przypiętą do kieszonki na koszuli bibliotekarza i znacząco podniósł brwi. – Byłbyś tak miły, Kevin? – śpiewnie wyartykułował jego imię.
– To będzie alejka szesnasta po prawej stronie. Możesz też zajrzeć do księgozbioru obcojęzycznego, tam, pod ścianą – wskazał kierunek skinieniem głowy.
– Dzięki, Kevin. – Chłopak uśmiechnął się sztucznie samymi kącikami ust a następnie ruszył między alejki. Jego uciekający towarzysz wyłonił się ze swojej kryjówki i wspólnie skierowali się do alejki szesnastej.
Kevin zerknął na stolik ze zwrotami. Leżało na nim raptem kilka pozycji z działu dziecięcego, które wczorajszego wieczora zwróciła mama małej, bardzo marudnej dziewczynki, która przez cały czas swojej bytności w bibliotece domagała się natychmiastowego powrotu do domu i puszczenia filmu z lalką Barbie w roli głównej. Już teraz biblioteka świeciła pustkami, a jak tak dalej pójdzie, zlikwidują ją, jeszcze zanim Kevin skończy trzydziestkę i będzie musiał przekwalifikować się do pracy w wypożyczalni DVD… Z westchnieniem podniósł książki, wprowadził do systemu wypożyczania informację o ich zwrocie i poszedł odnieść je na ich miejsca. Dział dziecięco-młodzieżowy od historyczno-kulturowego dzieliła tylko alejka z lekturami szkolnymi, toteż akurat gdy kucając wsuwał na półkę „Czarnego baranka” usłyszał przytłumioną rozmowę.

– Więcej nie dam się wciągnąć w Twoje głupie pomysły – oznajmił pierwszy głos poirytowanym tonem.
– Ach tak? To ciekawe, kto Ci w tym roku będzie podpowiadał na historii… Dopiero byłby smutek, gdyby cię w maturalnej Fokalska oblała… pa, pa, maturo, bywaj Politechniko… – Kevin wyprostował się i oparł się plecami o regał.
– Pan malarz łamane na prawnik, na archeolog się odezwał.
– Może mój plan zawiera pewne niedociągnięcia…
– Raczej jest jednym wielkim niedociągnięciem! W każdym razie ja wychodzę, bo babcia przed śniadaniem wrzuciła szarlotkę do piekarnika i to interesuje mnie bardziej, niż twój książkowy książunio… – Po chwili postać wyższego z nastolatków przemknęła obok wylotu z alejki, w której stał bibliotekarz, a zaraz potem sygnał zamontowany przy drzwiach dał znać o ich otwarciu. W bibliotece zapadła głucha cisza.
„Czarny Baranek” po chwili wahania wrócił na miejsce, lokując się tuż obok reszty swoich bajkowych braci. Kevin jeszcze przez chwilę stał przed regałem z dość nietęgą miną, gdy moment zawieszenia przerwał mu głośny dźwięk telefonu. Nieprzyjemny, drażniący uszy odgłos rozszedł się po całej bibliotece, na chwilę burząc jej spokój. Odłożył pozostałe pozycje i szybkim krokiem skierował się do biurka.
*
– Tę – usłyszał chwilę po tym, jak odłożył słuchawkę.
Jego oczy spotkały się ze śmiałym spojrzeniem jednego z chłopców – choć może lepiej powiedzieć nastolatków? – których rozmowę podsłuchał kilka minut temu. Chłopak brązowymi tęczówkami niemal wywiercał dziurę w Kevinie, lecz tym razem nie patrzył na mężczyznę z wyzwaniem. Raczej z... oczekiwaniem. Intensywność spojrzenia po raz kolejny zbiła z pantałyku bibliotekarza, ale tylko na chwilę. Do czasu, kiedy wzrokiem zawędrował na trzymaną przez dzieciaka książkę.
– Szrejter, tak? – spytał cicho, sięgając po klawiaturę.
– Morawski – odparł szybko chłopak, po sekundzie jednak rozumiejąc, że nie o jego nazwisko chodziło Kevinowi. Poprawił się natychmiast: – Tak, Szrejter. Mitologia.
– Widzę. – Bibliotekarz uśmiechnął się pod nosem, nie komentując w żaden sposób pomyłki. Wklepał usłyszane nazwisko. – Paweł czy Mariusz?
– Paweł.
Mężczyzna mruknął coś na potwierdzenie, po czym zapisał „Mitologię Germańską” na konto Pawła. Oddał książkę.
– Dwutygodniowy termin. To wszystko? – spytał, widząc, że chłopak próbuje coś jeszcze powiedzieć.
A przynajmniej na to wskazywały rozchylone usta i nieprzerwanie skupione na nim młode spojrzenie. Kevin uśmiechnął się szerzej, choć kpiąco, i pomógł Morawskiemu, który najwyraźniej zawiesił się w trakcie wypowiedzi.
– Jeśli się pospieszysz, zdążysz złapać swojego chłopaka. Szarlotka babci smakuje ponoć najlepiej we dwójkę – dodał, nie mogąc się powstrzymać.
Z satysfakcją obserwował, jak Paweł jednym ruchem zabiera książkę i niemal natychmiast opuszcza bibliotekę bez słowa więcej. Kevin westchnął. Dzieci zbyt szybko dojrzewają. Lub, jak łatwo było zauważyć, myślą, że są już dojrzałe. Czy on też tak się zachowywał?
Nie pamiętał. Lubił swoją dorosłą wersję, rzadko wspominał dzieciństwo – wolał teraźniejszość. Tę z malinową herbatą w kolorowym kubku, tę wśród książek, w bibliotece. Tutaj. W Polsce.
Dla niego Tunezja była już odległą przeszłością. Przecież od tamtego wydarzenia minęło piętnaście długich lat. Był wtedy zaledwie ośmioletnim dzieckiem, którego umysł - w stanie odurzenia - zapamiętał jedynie strzępy emocji wraz z zapachem… Zbyt intensywnym, aby ot tak wymazać go z pamięci. On nadal tam był. Natomiast wszystko inne zdawało się być snem; zbyt długim i niepokojącym. Zacisnął dłoń. Może jednak od przeszłości nie da się uciec? Wciągnął gwałtownie powietrze. Nie! Tu, w Polsce, z pomocą swoich przyjaciół rozpoczął nowe życie i nie zamierzał z niego tak łatwo rezygnować.
Westchnął w duchu.
Spojrzał ponownie na monitor komputera i po ostatecznym zapisaniu danych, zminimalizował program do paska zadań. Z dolnego rogu, po prawej stronie monitora, migotała mała ikonka, przedstawiająca kopertę z napisem: ‘masz 1 nową wiadomość’.
– To już lekka przesada – mruknął do siebie, marszcząc z rozdrażnieniem brwi. Pewnie to jedna z wielu durnych reklam, które jedynie zajmowały miejsce na serwerze, zaśmiecając skrzynkę pocztową. Chwycił ponownie myszkę i najechał kursorem na irytująco migający obrazek. Kliknął, a następnie zamrugał z konsternacją. W treści e-maila widniała krótka wiadomość: "Znalazłem CIĘ!" – Co do...
Nie dokończył.
Dźwięk otwieranych drzwi przykuł jego uwagę, zmuszając do podniesienia głowy i odruchowego zamknięcia okienka z wiadomością e-mail. Serce zabiło mu znacznie mocniej. Prychnął w myślach, zdając sobie sprawę, że zachował się jak uczniak przyłapany na czymś niewłaściwym.
– No co tak stoisz? – dał się słyszeć znajomy, lekko poirytowany głos zza kartonowych pudeł. – Przecież sama sobie z tym nie poradzę.
W otwartych drzwiach stała kobieta w wieku około trzydziestu lat, która starała się nie upuścić dwóch sporej wielkości pakunków. Zachwiała się na wysokich szpilkach, z trudem usiłując prawą nogą odepchnąć ciężkie, przymykające się drzwi.
– Aga! – Rzucił się w kierunku swojej przełożonej, która zza kartonów łypnęła na niego z zniecierpliwieniem, nie przestając jednak walczyć z napierajacymi na nią drzwiami. – Powinnaś zadzwonić po mnie, – chwycił za klamkę, otwierając drzwi na oścież – pomógłbym...
– Za dużo gadasz, weź to wreszcie ode mnie – przerwała mu, praktycznie wpychając w jego wyciągnięte ręce dość ciężkie pudła, które niebezpiecznie się zachybotały w jej własnych dłoniach. – Jakiś idiota znowu zaparkował na moim miejscu. Wyobrażasz sobie? Na MOIM miejscu! Musiałam zostawić samochód ulicę dalej. Ostrożnie, Kevin!
– Spokojnie, poradzę sobie.
Wywrócił oczami, a następnie uśmiechnął się do Agnieszki. W tej chwili jej starannie spięte w kok włosy znajdowały się w lekkim nieładzie, co wcale nie odejmowało jej uroku. Nie, gdy rumieńce wynikłe z wysiłku gościły na jej jasnych policzkach.
– Zamorduję tego bezczelnego idiotę kimkolwiek on jest. – Poprawiła wąskie okulary, które zsunęły się jej z nosa i otworzyła torebkę, praktycznie wywracając jej zawartość do góry nogami. – Gdzie, do cholery... o jest!
Uśmiechnęła się triumfalnie, wyciągając komórkę.
– Chyba nie zamierzasz…
Spojrzała na niego znad swoich okularów i Kevin już wiedział, że lepiej dla niego będzie, jeżeli zamilknie i pozostawi sprawy w rękach swojej szefowej.
– Tym razem mu nie daruję! – Wystukała numer i przyłożyła telefon do ucha, odgarniając wolną dłonią zabłąkany kosmyk włosów, który musnął jej wargi. – Mówię ci, Kevin, że... Drogówka? Chciałabym zgłosić… – na moment zamilkła, zaciskając usta w cienką linię. – Kiedy zamierzacie się tym zająć? Już nie pierwszy raz dzwonię w tej sprawie. Chcę... Rozumiem, że... To mnie nie interesuje. Proszę tu kogoś przysłać i się tą sprawą zająć. Czy mam to wam przedłożyć na piśmie? Wiedziałam, że dojdziemy do porozumienia. Dziękuję i dowidzenia.
Wyłączyła komórkę i oparła się o blat biurka.
– Czy, aby nie byłaś za ostra?
Uśmiechnęła się do niego promiennie.
– Wcale. Odebrał Tomek… on, zresztą nieważne. Zanieś te pudła na zaplecze i rozpakuj, a ja w międzyczasie się pozbędę tych cholernych szpilek, gdyż już nóg nie czuję.
Kevin uśmiechnął się, widząc zbolałą minę swojej szefowej, która do pracy zwykła nosić luźne ciuchy.
Punktualnie o szesnastej zamknął za sobą ciężkie drzwi biblioteki, wychodząc na ogrzaną słońcem ulicę. Powietrze było suche i niemiłosiernie gorące. Polskie lato zaangażowało się tym razem chyba za bardzo... Panujący upał odbijał się cierpieniem na twarzach mijających go przechodniów, jak i szczęściu tych małych buziek, którym udało namówić się liczne stada zmęczonych tatusiów na dwie gałki lodów. Miejscowa lodziarnia, swoją drogą świetna i niedroga, cieszyła się o tej porze dnia stałą popularnością. W przypływie miętowo-cytrynowej ochoty, Kevin również postanowił tam zawitać.
*
Wbrew wcześniejszym oczekiwaniom, pomieszczenie było puste. Przyjemne, chłodne powietrze uderzyło w twarz mężczyznę, pozwalając mu na głęboki oddech, pierwszy od wyjścia z biblioteki. Od razu poczuł, że jest okrutnie spocony, zupełnie jakby przespacerował się nie do lodziarni, a co najmniej przez całe miasto. Dwukrotnie.
– Dzień dobry... – przywitał się cicho, nie zauważając najpierw nikogo. Dosłownie sekundę po tym zza lady wyskoczyło znane mu już, najdrobniejsze dziewczę tego miasta, wołając:
– Witam, witam! – Wyglądała na rozgorączkowaną…
Kevin mógłby poczuć się dowartościowany tak emocjonalnym przywitaniem, gdyby nie to, że dziewczyna najwyraźniej cieszyła się pierwszym klientem od dłuższego czasu. Nie dziwił się temu. Zawsze, gdy tu przychodził, ciężko było o miejsce, by usiąść, nie mówiąc już o długich kolejkach do kasy. Teraz czuł się niemal... nieswojo.
– Pusto coś dzisiaj u was. Jak zawsze, miętowo-cytrynowe – poprosił, uśmiechając się do dziewczyny. Lubił to robić. Uśmiech, jaki otrzymywał w zamian, należał do jednych z najładniejszych.
– Prawda? Dzisiaj otworzyli jakiś duży sklep, pewnie tam się zebrali... – mruknęła już bardziej do siebie, nakładając porcję lodów. Słodki wafelek sprezentowała na "koszt firmy".
Podziękował i usiadł w rogu lodziarni, niemal natychmiast sięgając po zabraną z biblioteki książkę.
Myślami był daleko, daleko w świecie mnichów, zakonu i okrutnych, nierozwiązanych jeszcze morderstw, gdy znikąd pojawiła się nad nim drobniutka dziewczyna. Postawiła na okrągłym stoliku puchar z apetycznym, owocowym deserem, a na pełne niezrozumienia spojrzenie mężczyzny odpowiedziała nieprzyzwoitym chichotem.
– Dużo dzisiaj prezentów, co? – Pochyliła się nad jego uchem, starając się o dyskrecję. – Przed chwilą śliczny chłopak kupił ci deser. Dał też to... – Położyła starannie zagiętą karteczkę przed Kevinem, niemal drżąc z ekscytacji. To dopiero sprawa!
– Najwyraźniej pomylił mnie z kimś innym... – mruknął niemrawo, przyjmując liścik.
Zmarszczył brwi, nie wiedząc, czego się spodziewać. A może dziewczyna robiła sobie z niego żarty? Rozłożył ładną karteczkę, gdy ta zawiedziona odeszła na swoje miejsce. Najwyraźniej bardzo chciała, by ten podzielił się z nią swoim sekretem.

Czas na przerwę? Smacznego!
PS: Jesteś pewny, że zabrałeś wszystko z biblioteki?


Poczuł nieprzyjemny dreszcz w dole kręgosłupa i odsunął się na krześle. Mechanicznym ruchem sprawdził, czy jego portfel, klucze, telefon są na miejscu... telefon! Przeżuł przekleństwo i wstał pospiesznie od stolika, żegnając się krótkim "do widzenia".
Drogę do biblioteki pokonał niemal biegiem.
*
Rozsuwana Nokia leżała w biurkowej szufladzie, dokładnie tam, jak zostawił ją godzinę-dwie temu. Gdy odblokował klawiaturę, na niewielkim ekranie widniała informacja "1 nowa wiadomość".
"Znalazłem CIĘ!"
– Koniec tej dziecinady... - warknął pod nosem, wybierając numer, od którego dostał sms-a.
Po chwili usłyszał cichą melodyjkę, gdzieś po lewej stronie – jak myślał wcześniej – pustego pomieszczenia.
Kevin gwałtownym ruchem wcisnął guzik z wytartą ikonką czerwonej słuchawki. Poczuł, jak jego serce przyspiesza, a oddech staje się płytki. Nie czuł strachu. Jednak sytuacje, których skutków nie mógł przewidzieć, od zawsze napawały go nieprzyjemnym uczuciem wymykania się z rąk. Ktoś wszedł do biblioteki, zostawił mu trzy wiadomości i znajduje się tuż obok, a on nie ma żadnego wpływu na dalszy rozwój wypadków. No, prawie żadnego.
Ostrożnie przyłożył dłoń do pliku czystych kartek, leżących na blacie. Na idealnie białym tle jego palce odznaczały się ciemnym konturem. Nagle poczuł ukłucie. Powtórz to na kolanach, psie. Mimowolnie przesunął ręką po swoich czarnych, gładkich jak jedwab, półdługich włosach. Poczuł ciarki na plecach. Nikt ci nigdy nie powiedział, że starszych trzeba słuchać?... Miał osiem lat, tylko osiem lat... Na kolana. Tunezja to przeszłość, przeszłość!
Kevin pochylił się do przodu, zgiął i zatrzymał w nietypowej pozycji. Oddychał ciężko, zaciskał dłoń na odnalezionej komórce, a jego twarz prawie całkowicie zasłaniały opadające nań włosy.
Spokojnie. Tylko spokojnie. Jest teraz w Polsce, jest silnym człowiekiem, którego nie może zniszczyć jedno wspomnienie, choćby nie wiem jak wyraźne. Spokojnie. Musi oddychać. Musi się uspokoić.
Wolne, miarowe, ciche uderzenia zadźwięczały mu stłumionym dźwiękiem w głowie. Czyżby serce? Kevin przyłożył dłoń do klatki piersiowej i poczuł szybki stukot, który jeszcze nie zdołał się uspokoić. W takim razie co..?
Kroki zatrzymały się tuż za nim. Przełknął ślinę. Całkowicie zapomniał o obcym w bibliotece. Że też akurat w tej chwili musiał pogrążyć się w zakamarkach pamięci...
Już zamierzał odwrócić się, wygrywając walkę ze sobą i rozpoczynając nową, z natrętem, gdy usłyszał dwa słowa, wypowiedziane metalicznym szeptem:
- Na kolana...
Teraźniejszość splotła się w stalowym uścisku z przeszłością, wokół zawirował bezchmurny, czysty błękit tunezyjskiego nieba i obezwładniający zapach palonego drewna. Ten. Zapach. Zakręciło mu się w głowie i upadł pod ciężarem myśli.
Jak z oddali docierał do niego potok słów, tworzący kakofonię szeptów, oddalających się coraz bardziej, bardziej... "Kevin? Kevin! Ja nie chciałem, to było tylko tak, dla wygłupu, to był żart! Błagam, co ci się stało, odezwij się! Wstań, proszę, Kevin! Boże, ja nie... Ja nie mogę cię stracić! Proszę, nie! Odezwij się do mnie. Nie mogę cię stracić..."
*
Kiedy się ocknął, minęła dłuższa chwila, zanim zorientował się, że przebywa w szpitalu i że jest wczesny ranek. Odczuwał lekki ból głowy, lecz poza tym - czuł się dobrze. Leżał na świeżo posłanym łóżku, a jedyną osobą obok był pacjent w sąsiednim łóżku, pogrążony we śnie.
Ostrożnie usiadł na łóżku, przez chwilę z lekkim otępieniem sprawdzając reakcje swojego ciała. Mógł się normalnie poruszać, nie czuł żadnych obić. Minęła długa minuta, po której śmiało mógł stwierdzić, że – mimo okoliczności – czuje się dobrze. Niemal odetchnął z ulgą, lekkość ta nie trwała jednak długo. Okoliczności wczorajszego incydentu szybko zajęły głowę Kevina, zmuszając ciało do gwałtownego spięcia mięśni w niekontrolowanym przypływie niepokoju.
Wielkie niewiadome; pytania plątały się ze sobą w uciążliwym tańcu, z czego najważniejsze obijały boleśnie o myśli, nie dając spokoju. Kim był tajemniczy gość w bibliotece? Dlaczego jego głos, który teraz w dziwny sposób zatarł się w pamięci mężczyzny, wywołał w nim podobne reakcje? Jak długo leży w szpitalu?
– Gdzie jest mój telefon? – dopowiedział na głos, rozglądając się na boki. Śpiący pacjent najwyraźniej nie spieszył się z odpowiedzią. Pochrapywał spokojnie.
Wysunął szufladę białej szafki po lewej stronie, z ulgą odnotowując, że aparat leży nienaruszony w środku. Przestał zastanawiać się nad tym, dlaczego tak się stało. Za dużo pytań przyprawiało o niepotrzebny ból głowy, teraz zależało mu jedynie na jak najszybszym opuszczeniu tego miejsca. Nigdy nie lubił szpitali. Nigdy nie lubił przebywać w miejscach, gdzie tuż obok dzieje się cierpienie. Kevin nie lubił bólu. Nie lubił...
[i]Łomo[/]t. Jakby piekło pękało w szwach, a niebo waliło się na gmach szpitala, zdeterminowane, by zetrzeć piętno cierpienia w tym miejscu. Zgrzyt. Metaliczny śpiew sprzączek, ostry i jazgotliwy jak wycie wściekłego, głodnego psa.
To mogła być tylko jedna osoba.
– Dzień dobry, kruszyno! – wrzasnęła jego siostra, wpadając do pokoju.
– Jasności, Narhjuss... – jęknął głucho, starając się nie zwracać uwagi na przykro stękającego pana obok. – A może i dobrze. Pomóż mi. Naprawdę nie wiem, co się stało...
*
Gdy jakiś czas później wychodził przed budynek, był świadomy kilku rzeczy. Zemdlał. Do szpitala dostał się karetką wezwaną przez młodego chłopaka, wczoraj w godzinach popołudniowych. Po okazaniu dokumentów było jasne, że jego wybawca miał na imię Cezary – początkowo nie pomogło mu to w żaden sposób. Kevin jednak, po krótkiej rozmowie z pielęgniarką, dowiedział się jeszcze jednej rzeczy.
Cezary siedział chwilę w korytarzu przed pokojem, podczas gdy jego oglądał lekarz. Ze szpitala wyszedł dopiero po tym, jak przyjechał kolejny chłopak, jego znajomy. Jeżeli wierzyć słowom pielęgniarki, miał na imię Patryk. A to już – chociaż Kevin w większości posłużył się przeczuciem – mówiło znacznie więcej.
*
Odebrał dopiero po piątym sygnale. Dopiero po trzecim połączeniu. Dopiero po dwóch godzinach.
– Cezary, prawda? – zaczął Kevin, gdy nie doczekał się choćby prostego "halo". – Bardzo zależy mi na tym, by porozmawiać. Jak ludzie, dobrze? Kiepsko się czuję, ale proponuję siedemnastą w lodziarni. Jestem pewny, że wiesz, o której mówię. – Rozłączył się, gdy odpowiedziała mu kolejna porcja ciszy.
Przeciągnął się i usiadł na ławce. Słońce nadal atakowało twarze każdego przechodnia, jednak nie tak silnie jak poprzedniego dnia. Kevin był zmęczony. Pozwolił sobie na krótki odpoczynek, ziewnął kilka razy, by wreszcie wstać i, niechętnie, choć z niezrozumiałym zaintrygowaniem, skierować się w stronę miejsca umówionego spotkania.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Joker dnia Sob 16:34, 10 Mar 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Yaoi Fan Strona Główna -> Kącik Zabaw Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
 
 


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group

 
Regulamin